Prof. Ryszard Legutko o zwolennikach centralizacji UE: to nie są dżentelmeni!

W rozmowie z portalem Niezalezna.pl deputowany do Parlamentu Europejskiego profesor Ryszard Legutko stwierdził, że polscy europosłowie głosujący za Raportem o zmianach Traktatów Unii Europejskiej chcą tego, aby Polska była zrecyklingowana przez jakieś siły międzynarodowe. Jednak sprawa nie okazała się tak łatwa, jak wcześniej planowano – dodał profesor Legutko. Zaznaczając przy tym, że nadal trzeba robić wszystko, co się da, bo niebezpieczeństwo nie zostało zażegnane!

Niedawno w Parlamencie Europejskim przyjęto dwa dokumenty: Raport dotyczący zmian w Traktatach Europejskich oraz Wprowadzenie do tego Raportu. Jak wiemy, niektórzy polscy eurodeputowani głosowali przeciw interesom Polski, akceptując wspomniane dokumenty. I nasuwa się pytanie o to, dlaczego – zdaniem Pana Profesora – oni tak zagłosowali?

Dlaczego głosowali przeciw interesom Polski? Część z nich to dawna komunistyczna Polska Zjednoczona Partia Robotnicza (PZPR). Więc PZPR zawsze głosowało przeciw Polsce. Była to przecież partia, która uzależniała Polskę od sąsiedniego mocarstwa i robiła to bardzo chętnie, gorliwie. A teraz jej dawni członkowie znaleźli sobie innego protektora. To jest ten sposób myślenia, który wykazuje postawę służalczą. Ale tam byli jeszcze inni: ta Nowa Lewica, która też nienawidzi Polski. I również chciałaby tego, żeby Polska była zrecyklingowana przez jakieś siły międzynarodowe. Bo to, co kiedyś reprezentowała PZPR, teraz reprezentuje Nowa Lewica. Oni wszyscy zawsze głosowali przeciwko rządowi polskiemu. Nie ma tutaj specjalnego zaskoczenia.

A jakie będą dalsze losy wspomnianego wyżej Raportu?

Prezydencja hiszpańska obiecała, że przekaże ten Raport dalej. I dotrzymuje słowa. Ale zaznaczę, że choć owa propozycja zmian w Traktatach UE przeszła, to jednak dość niewielką ilością głosów. Co stanowi niewątpliwy sukces naszej strony! Dlatego, że w zachodnich mediach nie było dyskusji wokół tych „żelbetowych planów”. Jakby uważano, że sprawy nie należy poruszać. Bo i tak jest przesądzona! Przecież „Wielcy Tego Świata” już się wypowiedzieli na temat konieczności zmian w funkcjonowaniu Unii. Takich jak – na przykład – likwidacja weta. I zastąpienie go szerokim użyciem kwalifikowanej większości. Lub większości zwykłej.

A sam głosowany projekt został napisany i poparty przez pięć grup parlamentarnych. Tylko dwie grupy nad nim nie pracowały. Jedna w ogóle tego nie robiła, bo została otoczona „kordonem sanitarnym”. A nasza grupa, czyli „Konserwatyści i Reformatorzy (EKR)”, też do pewnego momentu pracowała nad omawianym przez nas Raportem. Ale w końcu nasz przedstawiciel Jacek Saryusz-Wolski uznał, że rzecz ma charakter tak dalece manipulacyjny i niezgodny z jakimikolwiek zasadami, że nie może dalej uczestniczyć w jej tworzeniu i odszedł.

Co do samego głosowania: zanosiło się na to, że będzie duże poparcie. Skoro pięć politycznych grup podpisuje się pod Raportem! Skoro jest – jak się wydawało – międzynarodowa zgoda wszystkich partii głównego nurtu, to – po prostu – przegłosowanie zmian w UE będzie najłatwiejszą rzeczą na świecie. Jednak okazało się, że ponieważ my i nasi sojusznicy zrobiliśmy wokół tego dużo szumu, sprawa nie okazała się tak łatwa, jak wcześniej planowano.

Choćby dlatego, że również w Polsce bardzo ostro stawialiśmy tą sprawę. W efekcie Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe, które do tej pory bardzo potulnie „połykały” wszystkie posunięcia centralizacyjne, uznały, że poparcie Raportu jest politycznie nieopłacalne (zwłaszcza przed powstaniem nowego rządu). I nagle okazali się „patriotami ostatniej godziny”!

Ostatecznie więc ten tekst zawierający propozycje centralizacji UE ma dość słabe poparcie. Ale jeśli rzeczywiście „Wielcy”, czyli Niemcy i Francja, uprą się i zdecydują się na skreślenie bardziej szokujących pomysłów, to nie wykluczam, że nastąpi jakiś dalszy ruch w kierunku wyznaczonym ostatnio przegłosowanym Raportem. Przecież Unia jest znana z tego, że potrafi swoje pomysły „dopychać kolanem”, wprowadzać „tylnymi drzwiami” i stosować szantaż finansowy oraz brutalną presję polityczną. Więc zapewne ci, którzy rządzą Unią, teraz robią jakąś kalkulację. Ale nie sądzę, że Raport zostanie „wrzucony do kosza”.

Ale przecież już tak było: wcześniejsze próby daleko idących zmian w Traktatach UE odrzucano w referendach we Francji, w Holandii, w Irlandii. Więc – być może – obecne plany zmian również uda się zatrzymać na ostatnim etapie ich przyjmowania!

Nie będzie żadnych referendów. Ponieważ zwolennicy zmian w Traktatach nie zaryzykują referendów. Bo to dla nich zabójcze! Nawet przy gigantycznej kampanii! Z tego powodu, że na zachodzie Europy antyunijne nastroje są teraz znacznie silniejsze niż wtedy, kiedy ogłaszano referenda przy okazji Traktatu Konstytucyjnego Unii Europejskiej.

Ale co z tego, kiedy teraz sytuacja jest inna niż wtedy! Francuzi, którzy mieli wpisane w Konstytucję obowiązkowe referendum w sprawie Traktatów, zmienili konstytucyjne zapisy i tego już nie ma. Nie wiem, jak jest w przypadku Irlandii, która też musiała przeprowadzić referendum. Bo tak mówiła jej Konstytucja. Ale czy oni ją zmienili? Musiałbym to sprawdzić. W każdym razie, metoda, którą Unia i zwolennicy jej centralizacji stosują, jest jasna: w żadnym razie nie angażować w to wyborców, społeczeństwo. Całe działanie zmieniające unijne traktaty przeprowadzić na poziomie najwyższych władz politycznych: rządów i parlamentów.

Jednak na poziomie rządów też są przeciwnicy centralizacji! Mamy przecież panią premier Georgię Meloni z Włoch. Mamy Viktora Orbana, który nieraz samotnie sprzeciwia się reszcie Unii. Jest premier Robert Fico ze Słowacji! A wygląda na to, że również rządy Czech oraz Estonii nie chcą zmian traktatowych. Więc być może ci politycy sprzeciwią się zmianom w traktatach UE? Zwłaszcza premier Orban!

Być może. Ale – póki co – sprawa idzie naprzód, bo na razie działa procedura większościowa. Więc będzie się to toczyć.

A co do sprzeciwów, to w którymś momencie zawsze pojawi się możliwość stosowania szantażu. Zwłaszcza finansowego. Tak jest w przypadku Włoch.

Włochy przecież są bardzo zadłużonym krajem. Podatnym na rozmaite wstrząsy. I dlatego sytuacja pani premier Meloni może być trudna. Zobaczymy!

Pamiętajmy o tym, że Unia Europejska nie gra fair! I już doświadczyliśmy, że o ile UE nie jest skuteczna w rządzeniu Europą, o tyle jest bardzo skuteczna, jeżeli chodzi o autopromocję i rozszerzanie swojej władzy. Często metodami pozaprawnymi! Lub takimi, które naciągają istniejące prawo.

Bo polityka europejska bardzo się zbrutalizowała! I ostrzegam tych wszystkich, którzy powołują się na jakieś prawne ustalenia, na ten czy inny artykuł prawa: to bardzo słaba obrona! I nieskuteczna.

Wróćmy jeszcze do tego, o czym mówił Pan Profesor, jeśli chodzi o rządy i parlamenty. Wydaje się bowiem, że obrona przed zmianami w europejskich traktatach jest możliwa również na poziomie parlamentów. Przecież, przy obecnym układzie sił politycznych, nawet polski parlament będzie w stanie – zgodnie z naszą Konstytucją – odrzucić te zmiany!

Będzie albo i nie będzie. To zależy od tego, kto będzie przy władzy. Pamiętajmy, że Donald Tusk to człowiek bardzo posłuszny elitom europejskim.

Dlatego, że właściwie cała jego kariera wynika z potulności wobec tych, którzy rządzą Unią. Więc jeżeli Tusk „dostanie jeden” albo „dwa telefony” od ważnych ludzi UE, to wykona ich polecenia. Zwłaszcza, że prawdopodobnie ma jeszcze jakieś ambicje związane z instytucjami europejskimi. Przecież takie aluzje już pojawiały się. I dlatego na Tuska nie należy specjalnie liczyć.

A teraz – mówiąc językiem komunistów – „prawda etapu” jest taka, że Platforma Obywatelska głosuje przeciwko zmianom w traktatach UE. Ale na innym etapie procesu ich przyjmowania może zagłosować za nimi!

Ale zgodnie z Konstytucją w Polsce – do akceptacji umowy międzynarodowej – potrzebna jest taka większość, że bez Prawa i Sprawiedliwości to po prostu nie uda się!

Mam nadzieję, że tak jest naprawdę. Choć są różne triki. Bo jeszcze raz powtarzam: „europejska gra” jest bardzo brutalna i prawo to ostatnia rzecz, która tutaj się liczy. Niestety, ostatnie wybory skończyły się tak, że idea suwerenności, która była bardzo mocno podkreślana przez Prawo i Sprawiedliwość, nie zdobyła większości wystarczającej do rządzenia. To niepokojący sygnał. Dający wsparcie różnym dziedzicom PZPR-u. Zarówno tym z Partii, jak i nieco młodszym.

Rozumiem więc, że jeżeli chodzi o zmiany w traktach europejskich, to Pan Profesor jest raczej pesymistą?

Nie, nie! Jestem realistą. I mówię: trzeba nadal robić wszystko co się da, bo niebezpieczeństwo nie zostało zażegnane. I nie trzeba liczyć na dzisiejszą opozycję. Bo ona nigdy nie wykazywała się specjalnym oddaniem sprawie Polski. Zawsze była posłuszna siłom z zewnątrz.

I nie warto liczyć na prawo. Bo prawo jest ewidentnie łamane. Nie wolno też liczyć na to, że w europejskich elitach ten centralizacyjny impet osłabnie.

Bo on jest bardzo silny i będzie jeszcze silniejszy!

Krótko mówiąc: jeżeli nawet elitom UE teraz nie udałoby się zmienić unijnych Traktatów, to jednak nie ustąpią?

Oczywiście, że nie ustąpią! W przeszłości już widzieliśmy, co działo się z traktatami: jak Traktat Konstytucyjny nie, to wymyślili „Traktat Lizboński”.

Niewiele różniący się od Traktatu Konstytucyjnego. A to, w czym różnił się, to i tak nie miało specjalnego znaczenia. Po prostu wyrzucono zapisane w Traktacie Konstytucyjnym pierwszeństwo prawa unijnego. I co? Ta zasada, chociaż nie ma jej w traktatach i została odrzucona, obowiązuje. Bo tak stwierdził Trybunał Sprawiedliwości UE!

A ostatnio głosowaliśmy w Parlamencie Europejskim sprawozdanie w sprawie zasady pierwszeństwa prawa Unii Europejskiej. Stwierdza się w nim, że prawo europejskie przeważa nad prawem krajowym, a Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej jako jedyny ma interpretować unijne prawo i orzekać o tym, gdzie ono nie sięga. Konstytucje zaś muszą się dostosować do unijnego prawa. Nie są więc ostatecznym dokumentem. Co więc z tego, że w Traktacie Konstytucyjnym nie ma pierwszeństwa unijnego prawa? Ostrzegam: zwolennicy centralizacji UE to nie są dżentelmeni!

Ale niedługo będą wybory do Parlamentu Europejskiego. Wydaje się, że następny Parlament UE będzie już trochę inny. Bardziej eurosceptyczny. Czy można z tym wiązać jakieś nadzieje?

Z prowadzonych teraz kalkulacji i symulacji wynika, że „prawa strona” jeszcze nie zdobędzie wystarczającej siły, żeby być tak zwaną „mniejszością blokującą”. Lewica ciągle będzie miała przewagę. Ale zobaczymy: może będzie miłe zaskoczenie.

I tylko dodam, że niby prawicowa Europejska Partia Ludowa (EPL) to partia, która zwykle szła z Lewicą. Ostatnio nieśmiało próbuje się od niej dystansować. Ale tak czy inaczej: agenda EPL jest w sumie lewicowa i też centralistyczna.

Źródło : Niezależna.pl

Podziel się swoją opinią

Zapisz się do newslettera

Dołącz do naszej społeczności, aby być jednym z pierwszych informowanych o moich inicjatywach, projektach i działaniach w Parlamencie Europejskim - zapisz się teraz do newslettera!