Prof. Legutko dla Frondy: UE dała rządowi sygnał, że może pozwolić sobie na wszystko

„Całe paskudztwo działań instytucji europejskich polega na tym właśnie, że oni pchają Polskę w konflikt. W ten sposób w rzeczywistości zdestabilizowali nasz kraj. Gdyby zachowywali się jak trzeba, to z pewnością Tusk nie miałby śmiałości, by robić te wszystkie haniebne rzeczy” – mówi w rozmowie z portalem Fronda.pl prof. Ryszard Legutko.

Fronda.pl: Łatwo wyobrazić sobie sposób, w jaki instytucje Unii Europejskiej zareagowałyby, gdyby w czasie rządów Zjednoczonej Prawicy osadzono w więzieniu dwóch polityków opozycji. Okazało się jednak, że zmiana władzy w Polsce radykalnie zmieniła też zasady panujące w Komisji Europejskiej i teraz jej przedstawiciele „nie odnoszą się do konkretnych działań w państwach członkowskich”. To jedynie lojalność unijnego establishmentu wobec byłego szefa EPL, czy również próba ucieczki przed poniesieniem odpowiedzialności za rząd, który zdobył władzę przy jawnie deklarowanym wsparciu unijnych urzędników?

Prof. Ryszard Legutko, europoseł PiS: Należy pamiętać, że mówimy o jednej grupie politycznej, wspólnym ruchu politycznym. Komisja Europejska wspomagała obecnie rządzących, kiedy byli w opozycji i starała się obalić rząd Zjednoczonej Prawicy na wszelkie sposoby. Działając we wspólnym interesie z ówczesną opozycją, Bruksela podejmowała starania, aby maksymalnie utrudnić życie polskiemu rządowi, zdyskredytować go i wciągnąć w tarapaty. Celem było odsunięcie Prawa i Sprawiedliwości od władzy i to się udało. W Komisji Europejskiej i w Parlamencie Europejskim są tym zachwyceni.

Pamiętajmy, że instytucje europejskie są instytucjami skrajnie upartyjnionymi. Słowo „europejski” wcale nie oznacza reprezentatywności dla całego spektrum polityczno-światopoglądowego. Nie, instytucje europejskie to instytucje jednoznacznie partyjne, lewicowe. Europejska Partia Ludowa przyjęła całą lewicową agendę, dzięki czemu doskonale się w tej rzeczywistości odnajduje. Dla nich jakikolwiek ruch konserwatywny, partia konserwatywna, są absolutnie nie do przyjęcia. Robią więc wszystko, co tylko się da, by konserwatystów zmarginalizować. Widać to w Parlamencie Europejskim, gdzie partie prawicowe są otoczone kordonem sanitarnym. To są przecież skandaliczne, białoruskie standardy, ale one od wielu lat funkcjonują.

Myślę, że im więcej będzie takich brutalnych ruchów ze strony polskiego rządu, tym większe będzie zadowolenie po stronie unijnych urzędników. Na pewno natomiast nie będzie żadnej reakcji. Już słyszymy, że któryś z tych „mądrali”, komisarzy UE ma tutaj przyjechać i z pewnością również powie, że wszystko jest w porządku. Co najwyżej stwierdzą, że oni się „nie mieszają” do tych spraw. Tak to niestety działa, a jest to współsprawstwo instytucji europejskich.

Didier Reynders przyjeżdża do Polski, aby rozmawiać o odblokowaniu należnych naszemu państwu funduszy. „Financial Times” cytuje unijnego urzędnika, który przyznaje, że celem jest znalezienie sposobu na wiążące rozwiązania w sądownictwie, które będzie można wprowadzić z pominięciem prezydenta. Należy spodziewać się, że Bruksela aktywnie włączy się w marginalizację Andrzeja Dudy?

Oczywiście, że tak. Dlaczego mieliby tego nie robić? Skoro udało się odsunąć od władzy rząd, to trzeba również pomóc w blokowaniu prezydenta. Działania pozatraktatowe, omijanie reguł, omijanie przepisów są specjalnością instytucji europejskich. One są w tym świetne. Nie dziwię się więc, że ten nieszczęsny Belg, jakaś figura spod ciemnej gwiazdy, przyjedzie tutaj i będzie pomagał w obchodzeniu konstytucji. Pamiętajmy też, że Unia Europejska nie szanuje konstytucji narodowych, widząc w nich barierę dla planów centralizacyjnych. Stąd też te orzeczenia TSUE, wyraźnie wskazujące, że Konstytucja nie jest ostatecznym autorytetem. Bardzo chętnie więc Reynders będzie pomagał swoim towarzyszom partyjnym w Polsce obejść konstytucję, a tym samym obejść prezydenta. W pierwszych tygodniach rządów koalicji Donalda Tuska obserwowaliśmy już przykłady bardzo ostrego działania antyprezydenckiego. Te działania będą się nasilały. Czekają więc pana prezydenta trudne czasy. To będzie „prezydent Duda kontra reszta świata”.

Po wtorkowych wydarzeniach w Pałacu Prezydenckim prof. Wojciech Myślecki stwierdził, że „obóz władzy przekroczył Rubikon” i „w tym układzie politycznym tego niestety nie da się uporządkować”. W ocenie Pana Profesora, mogłoby wydarzyć się coś, co by te nastroje uspokoiło na tyle, by ta współpraca mogła się jednak jakoś ułożyć i państwo mogło normalnie funkcjonować?

Nie, nie wyobrażam sobie tego. To by musiało być coś naprawdę ekstremalnego, jakaś nie daj Boże wojna. Natomiast ja sobie takiej współpracy nie wyobrażam. Całe paskudztwo działań instytucji europejskich polega na tym właśnie, że oni pchają Polskę w konflikt. W ten sposób w rzeczywistości zdestabilizowali nasz kraj. Gdyby zachowywali się jak trzeba, to z pewnością Tusk nie miałby śmiałości, by robić te wszystkie haniebne rzeczy. Być może przed wyborami również opozycja by się inaczej zachowała. Ale skoro ówczesna opozycja poczuła, że wszyscy ją wspierają i wszystko jej wybaczą, że wszystko może, to mamy taki tego rezultat. Konflikt w tej chwili w Polsce nie rokuje na jakiekolwiek rozwiązanie, jakiekolwiek uspokojenie. To jest paraliż i degeneracja państwa. A przy tym też rozpad wspólnoty, której już nie ma.

Niektórzy komentatorzy wskazują, że pewną formą „rozgrywania” rządu przez prezydenta jest wczorajsza decyzja Andrzeja Dudy ws. Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Prezydent nie odwołał się bezpośrednio do swojej konstytucyjnej prerogatywy, ale zdecydował się na procedurę opisaną w Kodeksie postępowania karnego, która zakłada udział prokuratora generalnego. Rzeczywiście można w tej decyzji doszukiwać się również jakiegoś dodatkowego, politycznego celu głowy państwa?

Ułaskawienie z 2015 roku zostało zupełnie bezprawnie zignorowane. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by ułaskawienie przez prezydenta stało się przedmiotem oceny jakiegokolwiek organu sądowego. Teraz to zrobiono, stawiając pana prezydenta w trudnej sytuacji. Prezydent nie może cofnąć swojego pierwszego ułaskawienia, w związku z czym ta formuła jest taka, jaka jest. Zobaczymy, co na to prokurator generalny. Zważywszy na to, że dotychczas minister Bodnar zachowuje się poniżej jakichkolwiek standardów – powiedziałbym nawet, że wykazuje pewne oznaki prawniczego zdziczenia – obawiam się tutaj obstrukcji.

W czasie wczorajszej manifestacji w Warszawie prezes PiS Jarosław Kaczyński wskazywał, że sprzeciw wobec rządu Donalda Tuska wiąże się również ze sprzeciwem wobec centralizacji Unii Europejskiej. Stwierdził, że celem planu centralizacji jest „praktyczna likwidacja naszej Ojczyzny jako państwa polskiego”. Jedną z pierwszych decyzji nowego rządu było dołączenie Polski do Prokuratury Europejskiej. To decyzja, która rzeczywiście realnie wpływa na polską suwerenność?

Wszystkie te rzeczy, nawet drobne rezygnacje, kumuluję się w proces zmierzający do odebrania nam suwerenności. Paradoks działań centralistycznych polega na tym, że one nie prowadzą do Europy rządzonej przez jakąś ponadnarodową biurokrację. Z tą ponadnarodową biurokracją będą rządzić najsilniejsze podmioty polityczne, czyli najsilniejsze państwa. Centralizacja odbiera władzę państwom mniejszym i słabszym, ale państwom silnym władzy przydaje. Te silne państwa będą unijną administrację obsługiwać i nią rządzić. Tu tkwi cała perfidia tego procesu. Jakiekolwiek ustępstwo w tym zakresie jest niesłychanie szkodliwe dla Polski.

W Polsce członkami partii politycznych mogą być jedynie osoby posiadające polskie obywatelstwo. W ocenie rzecznika generalnego TSUE to naruszenie prawa UE, a cudzoziemcy muszą mieć możliwość wstępowania do partii w kraju swojego zamieszkania. Ogłoszona dziś ocena rzecznika poprzedza ostateczny wyrok, który zapadnie w Luksemburgu w odpowiedzi na skargę KE. Rząd Zjednoczonej Prawicy nie wahał się wchodzić w spory z TSUE, jeśli uznał jego decyzje za godzące w interes Polski. Nowy rząd będzie w stanie zachować tę niezależność, czy należy spodziewać się całkowitej uległości wobec takich decyzji?

Uległość będzie absolutna, ponieważ oni nie mają żadnego kapitału politycznego, żeby się Unii przeciwstawić. Ich władza bierze się z przyzwolenia unijnych instytucji na te harce. Sprzeciw wobec Brukseli oznaczałby kąsanie ręki swojego dobroczyńcy. Na jakiekolwiek zachowania suwerennościowe nie ma co liczyć. W obozie Donalda Tuska zresztą natychmiast stwierdzono, że wszystkie decyzje TSUE czy ETPCz muszą być bezwzględnie przestrzegane. A wiemy, że te trybunały są również instytucjami politycznymi. To nie jest sprawa prawna, tylko polityczna. Tu się toczy proces przejmowania władzy. Dlatego jest to tak bardzo zasmucające i rodzi dużo obaw o przyszłość.

Jak ocenia Pan Profesor wczorajszy protest? Tego typu przedsięwzięcia, w sytuacji tłumienia przez rządzących głosu opozycji parlamentarnej i prezydenta, mogą być skuteczną formą jakiejś społecznej kontroli nad działaniami rządu?

To jedna z wielu rzeczy, z której również trzeba korzystać. Jest strasznie dużo goryczy wśród ludzi, pewnej złości. To musi zostać wyrażone. Rząd na pewno nie będzie sugerował jakichkolwiek form współpracy i nie będzie dążył do koncyliacji, a raczej do eskalowania napięć. Dlatego ta mobilizacja jest potrzebna, aby stało się jasne, kto odgrywa tutaj rolę tego „dobrego kowboja”, a kto jest „czarnym charakterem”.

Źródło: Fronda.pl

Podziel się swoją opinią

Zapisz się do newslettera

Dołącz do naszej społeczności, aby być jednym z pierwszych informowanych o moich inicjatywach, projektach i działaniach w Parlamencie Europejskim - zapisz się teraz do newslettera!