Prof. Ryszard Legutko: „Rozważania o katastrofie smoleńskiej traktowane są jako akt wymierzony w polski rząd i w Rosję”.
Jest Pan jednym z organizatorów drugiego wysłuchania publicznego na temat katastrofy smoleńskiej, które odbyło się 28 marca w Parlamencie Europejskim. Jakie są najważniejsze wnioski, płynące z tego wydarzenia?
Podstawowym wnioskiem jest przekonanie o rosnącej świadomości Polaków, że sprawa katastrofy smoleńskiej jest całkowitą porażką polskiego rządu. Charakterystyczne jest, że po upadku tez raportów MAK i Jerzego Millera nie powstało w to miejsce jakieś nowe kłamstwo, nie ma dodatkowych wrzutek, choć to przecież było dawniej takie proste, choćby całkowicie zmyślone „tak lądują debeściaki”, za które nikt do tej pory nie odpowiedział. Po skruszeniu fundamentów kłamstwa smoleńskiego nikt, przynajmniej do tej chwili, nie stara się już ich ratować. Zamiast kolejnych oszustw medialno – politycznych mamy przekaz „zostawmy to już, to było dawno”. To objaw słabości. Musimy ją wykorzystać. Podstawowy wniosek po drugim wysłuchaniu jest taki, że mamy szansę i że to my jesteśmy dzisiaj w ofensywie.
Jaki cel przyświecał organizatorom wysłuchania? Co chcieli Państwo osiągnąć?
Cel bezpośredni to wsparcie petycji złożonej w PE o uruchomienie międzynarodowego śledztwa w sprawie katastrofy. Niedawno została ona uznana za dopuszczalną przez koordynatorów Komisji Petycji, wbrew socjalistom i Europejskiej Partii Ludowej, inspirowanych przez Platformę Obywatelską. Mimo statusu dopuszczalności petycja ta może zostać unieszkodliwiona – czyli, mówiąc żargonem – „zamknięta”. Tak w każdym razie mówią głośno największe grupy parlamentarne. Byłaby to decyzja bez precedensu, całkowicie sprzeczna z obowiązującymi zasadami, lecz nie da się wykluczyć, że właśnie ona będzie podjęta. Kolesiostwo polityczne jest w PE zjawiskiem jeszcze bardziej rozpowszechnionym, niż w parlamentach narodowych, a zasady bez wsparcia większościowego nie mają tutaj żadnej mocy. Wysłuchanie ma temu kolesiostwu trochę przeszkodzić.
Czy podejmą Państwo kroki zmierzające do tego, by w PE katastrofa smoleńska stała się przedmiotem debaty plenarnej? Wiem, że takie próby były podejmowane w przeszłości.
Wszystko będzie zależało od dalszych losów złożonej petycji. W scenariuszu optymalnym w Komisji Petycji mógłby powstać projekt rezolucji, który następnie trafiłby na obrady plenarne. Wiemy, że Platforma Obywatelska wraz z głównymi siłami w EPP [European People`s Party-przyp.red.], zwłaszcza prorosyjskimi, zrobią wszystko, by do tego nie dopuścić.
Wielu krytyków tego typu przedsięwzięć zwraca uwagę, że takich wysłuchań w PE są setki. Czy to zorganizowane przez Państwa było relacjonowane przez zachodnie media? Czy dostrzega Pan w ogóle zainteresowanie tą sprawą?
Sprawie towarzyszy rosnące zainteresowanie, choć nadal jest ono zbyt małe, by mogło być istotnym wsparciem, ale to zainteresowanie trzeba stale wypracowywać. Podstawowe przeszkody są natury politycznej. Rozważania o katastrofie traktowane są jako wymierzone w polski rząd Donalda Tuska i w Rosję. Jedno i drugie jest w EU pod ochroną. Gdyby postrzegano ten temat jako wymierzony w rząd Victora Orbana i w Stany Zjednoczone, wtedy katastrofa byłaby na ustach wszystkich polityków Unii i we wszystkich mediach.
Jaka jest w ogóle, Pana zdaniem, szansa na to, aby sprawa katastrofy smoleńskiej i jej wyjaśnienia stała się przedmiotem zainteresowania międzynarodowych instytucji i naszych zachodnich sojuszników? Czy, mówiąc wprost, trzeba liczyć na zmianę władzy w Polsce i dojście Mitta Romney`a do władzy w USA, żeby coś się ruszyło w tej sprawie?
Nie ma się co łudzić – koniunktura międzynarodowa jest istotna. Dla innych państw podejmowanie wątku katastrofy smoleńskiej jest kwestią taktyki politycznej, a nie umiłowania prawdy i sprawiedliwości . Ale dla Polski musi to być bezwarunkowy priorytet, bo tylko w ten sposób możemy uzyskać międzynarodową wiarygodność. Obecny rząd skompromitował się w sprawie śledztwa nie tylko w Polsce ale i w oczach zagranicznych polityków. Jest niewiarygodny i niepewny, dlatego nie jest i nie będzie w stanie uruchomić jakiegokolwiek międzynarodowego zainteresowania, gdyby nagle sam zechciał takiej pomocy poszukać. Oględnie mówiąc na taką zmianę się nie zanosi, więc zmiana rządu w Polsce jest warunkiem wstępnym i koniecznym.
Czy mógłby się Pan podzielić osobistą refleksją na temat nowych faktów, które pojawiły się podczas wysłuchania? Czy przekonują Pana wyliczenia naukowców i czy podziela Pan ich wątpliwości co do ustalonych przyczyn katastrofy?
Nie dysponuję warsztatem naukowym, na podstawie którego mógłbym poprzeć bądź odrzucić tezy naukowców z USA. Ich pozycja i dorobek naukowy każą odnieść się do ich twierdzeń z szacunkiem. Oczekiwałem, że reakcją na te prace będą jakieś kontr-ekspertyzy, które wskażą ewentualne błędy metodologiczne lub uzasadnią inne twierdzenia. Dotychczas tego drugiego głosu nie ma. Jedyną reakcją na prace naukowe i ich upublicznienie były bluzgi kilku zagończyków partii rządzącej, którzy wysyłali Antoniego Macierewicza do szpitala psychiatrycznego. Ale ta mieszanina chamstwa i tchórzostwa cechująca tę reakcję traci w oczach swoją siłę, jeszcze niedawno wyraźną. Coraz więcej ludzi, jeszcze nie tak dawno uległych sile rządowej propagandy, dochodzi do wniosku, że tak naprawdę niewiele wiemy o przyczynach katastrofy. Argumenty naukowców zostały początkowo zbyte bezczelną kpiną. Teraz już się je tylko przemilcza. Czytamy także, i to jest krzepiące, że znaczna ilość polskich uczonych, pracujących w kraju, chce się w takie badania zaangażować. Na razie instytucje akademickie utrudniają im to jak mogą – co zapewne trafi do annałów jako przykład haniebnego serwilizmu środowiska naukowego – ale coś zaczyna się zmieniać. Zresztą kiedy zmiana stanie się wyraźniejsza, wielu uczonych, dzisiaj milczących, zacznie w odruchu konformizmu i koniunkturalizmu głośno deklarować, że oni zawsze domagali się rzetelnych badań katastrofy.
Czy PiS stoi na stanowisku, że przyczyną katastrofy smoleńskiej był udział osób trzecich? (mówił o tym wyraźnie prezes PiS Jarosław Kaczyński) Czy to oficjalne stanowisko partii?
W sprawie przyczyn tragedii smoleńskiej nie ma czegoś takiego, jak oficjalne stanowisko partii. Takich spraw się nie dekretuje. Stanowisko wyłania się w sposób naturalny. Hipoteza świadomego sprawstwa w podobnych przypadkach musi być zawsze rozważana jako pierwsza i obowiązuje dopóki nie zostanie wykluczona. U nas było odwrotnie. Już kilka minut po katastrofie zaczęła obowiązywać kategoryczna wersja wykluczająca świadome sprawstwo. Takie absurdalne postawienie sprawy musiało wśród osób myślących uczciwie zrodzić odruch sprzeciwu i sceptycyzmu. Na razie mamy ciągle mało danych wynikających z ich niedostępności, a więc mocnej hipotezy pozytywnej nie da się jeszcze postawić. Ale przecież posunęliśmy się już do przodu, głównie dzięki inicjatywom komisji Antoniego Macierewicza. Wiemy, że w kluczowych wątkach interpretacja raportów rosyjskiego i polskiego jest – mówiąc delikatnie – mocno nieadekwatna. I to nie jest oficjalne stanowisko partii Prawo i Sprawiedliwość, lecz stanowisko wszystkich inteligentnych i przyzwoitych ludzi w Polsce.
Dziękuje za rozmowę.
Rozmawiał Artur Bazak
źródło : portal Wpolityce.pl