Tusk znalazł się w pułapce przyjaźni z Merkel – pani kanclerz robi co chce, natomiast polski premier nie bardzo może się sprzeciwić, bo zbyt wiele zainwestował w szczególne stosunki polsko-niemieckie – uważa Ryszard Legutko, eurodeputowany PiS.
W trakcie szczytu pojawiła się informacja, później dementowana, że Polska miałaby wejść do strefy euro w 2015 roku.
– Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schultz, który ujawnił tę informację to bardzo inteligentny, znający parę języków człowiek. Wydaje mi się, że ani się nie przesłyszał, ani źle nie zrozumiał. Skądinąd bardzo interesujące jest to, że ta data padła z ust szefa PE, a nie z ust szefa polskiego rządu. Rozumiem, że premier i jego koledzy poczuli się niezręcznie i zaczęli prostować te informacje.
Pana zdaniem premier złożył taką deklarację?
– Sądzę, że taka data padła. Schultz to człowiek, który rozumie co się do niego mówi. To była pewnie polityczna deklaracja, w czym się specjalizuje pan premier – chciał wypaść na dobrego, oddanego Europejczyka. W kraju powiedziałby pewnie co innego. W czasie obecnego kryzysu nie można składać takich deklaracji. To są deklaracje wyłącznie polityczne.
A kiedy powinniśmy wejść do strefy euro?
– Trzeba poczekać i zobaczyć co się będzie działo. Wspólna waluta została wprowadzona w krajach, które się bardzo różniły poziomem rozwoju gospodarczego. To był projekt polityczny, niezbyt udany jak się okazało. Jeśli euro uda się obronić i uda się przywrócić mu wiarygodność, wtedy będziemy mogli rozmawiać o tym, kiedy je przyjmować. Dziś za wcześnie na takie scenariusze. Warto pamiętać, że na euro korzystają głównie te kraje, które mają silne gospodarki.
Polska podpisze pakt fiskalny. Jak pan ocenia tę decyzję?
– To zdecydowany błąd, poprzedzony całą serią błędów premiera Tuska. W tej sprawie szef polskiego rządu zachowywał się jak na huśtawce – zaczęło się od mocnego „tak” dla paktu, choć nie wiedzieliśmy dokładnie co tam ma być. Potem Tusk oświadczył, że nie podpiszemy paktu, bo nie damy się traktować przedmiotowo. A w końcu go podpisał, choć ze zniesmaczoną miną.
Może taka była strategia negocjacyjna?
– Jeśli tak, to była ona zła, bo nic nie ugraliśmy.
Premier twierdzi, że spotkaliśmy się z Francją, która najbardziej się sprzeciwiała polskim postulatom w połowie drogi.
– To nie są jednak znaczne ustępstwa. Poza tym proszę zwrócić uwagę na nieostry język, który się tam pojawia – nadzwyczajne okoliczności, które umożliwiają ominięcie zapisów. Nasza obecność na szczytach eurogrupy ma polegać na przedstawieniu opinii bez prawa głosu. Nie ugraliśmy więc nic. Na tym przykładzie widać jak złe skutki przynosi rezygnacja z aktywnej polityki regionalnej, którą proponował w swoim czasie prezydent Kaczyński. Miraż przyjaźni z Niemcami, które naciskały na gesty proniemieckie i dystansowanie się od interesu regionu daje takie efekty. Tusk znalazł się w pułapce przyjaźni z Merkel – pani kanclerz robi co chce, natomiast polski premier nie bardzo może się sprzeciwić, bo zbyt wiele zainwestował w szczególne stosunki polsko-niemieckie. Gdyby była wspólnota państw regionu nasz głos byłby silniejszy, a zapisy w pakcie byłyby efektywniejsze dla Polski.
Wielu komentatorów ocenia, że pakt potwierdza Europę wielu prędkości.
– Owszem. To potwierdzenie Europy dwóch prędkości – jest strefa euro, gdzie Niemcy i Francja mają najwięcej do powiedzenia i mniej ważna reszta. To będzie miało konsekwencje m.in. dla polityki spójności. Te 300 miliardów, o których majaczył Platforma podczas kampanii wyborczej, teraz są jeszcze mniej realne.
A jak pan ocenia pomysł Niemiec, żeby ustanowić komisarza, który pilnowałby polityki wydatkowej Grecji?
– To kolejna manifestacja siły Niemiec. Grecy bardzo protestują, bo jaki kraj by się zgodził na takie ostentacyjne gardzenie własną suwerennością? Tu w grę wchodzi godność.
Europie grozi dominacja Niemiec?
– Niemcy od wielu lat się wzmacniają, ich gospodarka jest cały czas w dobrej kondycji, to świetnie funkcjonujące państwo. Ten kraj wzmacnia się na dwa sposoby – poprzez bardzo energiczne działania kanclerz Merkel, która jest wybitnym politykiem i poprzez Unię Europejską, gdzie odgrywają bardzo znaczącą rolę. Lepiej zorganizowana Unia, silniejsza, to jednocześnie większa rola Niemiec w Europie. Polska, która ma niewiele do powiedzenia jako państwo, nawet w silnej Unii nic nie będzie znaczyć, bo zero pomnożone przez ileś razy wciąż daje zero.
Z Ryszardem Legutką rozmawiała Anita Sobczak
źródło : Fakt, wydanie z dnia 1 lutego 2012 r.