Ryszard Legutko dla “Rzeczpospolitej”

Rz: W ubiegłym tygodniu szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso uczestniczył w obchodach 650-lecia Uniwersytetu Jagiellońskiego. Chyba trochę głupio wyszło z tym doktoratem, którego nie dostał?

Wcale nie. Barroso nie jest człowiekiem wartym takiego wyróżnienia. To zupełnie przeciętny szef Komisji Europejskiej. Gdy odejdzie z tej funkcji, szybko przestaniemy o nim pamiętać, tak jak nie pamiętamy nazwiska jego poprzednika. A całą tę awanturę sprowokowała pani Róża Thun, która w mediach ogłosiła, że Barroso miał dostać tytuł doktora honoris causa na Uniwersytecie Jagiellońskim, natomiast Rada Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych na to się nie zgodziła. Rzecz w tym, że Rada podjęła tę decyzję już przed rokiem, o czym sam Barroso doskonale wiedział. A awantura wybuchła dzisiaj z powodu kampanijnego lansu pani Thun, która tym samym wielce zaszkodziła obchodom 650. rocznicy powstania UJ.

Zrobiła się z tego duża sprawa.

Oczywiście, ale co komentarz, to głupszy. Pewna publicystka powiedziała, że wstydzi się, iż skończyła UJ (i wzajemnie, odpowiedziałby jej uniwersytet, gdyby mógł mówić). A komisarz Janusz Lewandowski stwierdził, że teraz Uniwersytet Jagielloński nie będzie miał dobrej marki w Unii Europejskiej. Ludzie tak myślący zapewne uważają, że panu Barroso doktorat od UJ należy się jak psu zupa. Dowodzą nie tylko tego, jak małe mają pojęcie o tym, czym jest uniwersytet, ale też tego, jak silny jest u nich instynkt unijnego lizusostwa.

Pojawiły się sugestie, że rada wydziału nie chciała uhonorować Barroso, bo to maoista, komunista i lewak, który promuje gender. Później uniwersytet tłumaczył, że urzędującym politykom nie przyznaje się takich tytułów.

Uniwersytety są raczej lewicowe i propagują gender jak opętane, więc nie sądzę, żeby ta kwestia odegrała jakąś rolę. A gdyby nawet, to jest sprawa rady wydziału i nam nic do tego. Urzędującym politykom faktycznie lepiej nie przyznawać takich nagród. Nie wiadomo bowiem, czy potem nie narobią jakichś głupstw i wtedy trzeba będzie się wstydzić.

A czy gender, które wytycza najnowszą linię podziału na naszej scenie politycznej, to faktycznie jest istotny problem?

Gender to ideologiczna zaraza. Genderyzm stał się oficjalną doktryną UE. Pakują tę ideologię wszędzie, do każdego dokumentu, niezależnie od tego, czego dotyczy. A za genderyzmem mogą iść i często idą represywne regulacje prawne oraz gigantyczny aparat cenzurujący wszystko, co się da. Niedawno dowiedziałem się, że nasze ministerstwo zablokowało podręcznik tylko z powodu zdania „mama krząta się po kuchni”. Kiedyś nie wolno było kwestionować przyjaźni ze Związkiem Radzieckim, a dziś nie wolno napisać o mamie, że krząta się po kuchni. I te wszystkie zakazy i nakazy dotyczą spraw coraz bardziej drobiazgowych i coraz bardziej prywatnych.

A według pana podręczniki nie utrwalają stereotypów? Jeżeli dzieci w podręcznikach widzą, że mamy stoją przy kuchni, a tatusiowie budują domy z klocków, to nie jest sugestia, iż kobiety mają siedzieć w domach, a mężczyźni wychodzić na zewnątrz? Przecież współcześni mężczyźni gotują i zajmują się dziećmi.

Proszę pani, w moim małżeństwie to ja gotowałem, a moja żona biegała z młotkiem. Ale nigdy nie przyszło nam do głowy, żeby z tego robić ideologię. To było nasze naturalne i spontaniczne rozdzielenie ról, wynikające z mnóstwa okoliczności niedających się ująć w żadną ideologię i powszechne reguły. Tymczasem usiłuje się nam wmówić, że dziewczynka, która chce zostać pilotem samolotu pasażerskiego, nie pójdzie tą drogą, jeśli w podręcznikach przeczyta zdanie, że „mama krząta się po kuchni”. Przecież to kompletna bzdura. Nie dajmy się zwariować. Dziewczynek pilotów nam od tego nie przybędzie, natomiast zbudujemy cenzurę myśli i słów prowadzącą do nowego despotyzmu. Szwecja już się stała Arabią Saudyjską politycznej poprawności. Tam, jeżeli ktoś nie pójdzie na coroczną paradę homoseksualistów, będzie miał wielkie nieprzyjemności. Zupełnie jak u nas za czasów PRL, gdy ktoś nie poszedł na pochód pierwszomajowy.

Czy Jarosław Kaczyński powinien przeprosić za słowa Krystyny Pawłowicz o Władysławie Bartoszewskim? Część opinii publicznej domagała się takich przeprosin.

Nie ma za co przepraszać. Profesor Pawłowicz powiedziała rzecz logicznie nie do odparcia: jeżeli, jak stwierdził kiedyś Bartoszewski, my, czyli PiS, jesteśmy bydłem, to zgodnie z wypowiedzianymi przez niego słowami można go uznać za pastucha. Jeśli zaś mówił nieprawdę, to powinien się z tych słów wycofać, a wówczas nie byłoby podstaw, by nazywać go pastuchem. Czy jest jakiś błąd w tym wywodzie? A zresztą, gdy Władysław Bartoszewski nazwał nas bydłem, to polska inteligencja jakoś nie grzmiała o schamieniu debaty publicznej.

To było dawno. Nikt już tego nie pamięta.

Ale to nie zmienia faktu, że te słowa padły z ust Bartoszewskiego, a prof. Pawłowicz się do nich odwołała. Sam w życiu bym nie nazwał żadnego starca pastuchem. Co nie zmienia faktu, że Władysław Bartoszewski bardzo się przyczynił do schamienia sfery publicznej.

Z powodu tej jednej wypowiedzi o bydle?

Było ich wiele. Pamięta pani dyplomatołki? A zwierzątka futerkowe? A to, że na PiS najlepiej się zna minister Bogdan Klich, bo jest psychiatrą? Człowiek w tym wieku i z tak godną uznania przeszłością nie powinien działać jako partyjny harcownik i popadać w niesiołowszczyznę. To jest starość bez godności. Ale jeśli już zaczął się bawić, to powinien – on i ci, którzy go do tego podpuszczali – liczyć się z konsekwencjami. O dobre obyczaje trzeba było zadbać wcześniej, a nie już po tym, jak się je samemu zniszczyło.

Czy śledził pan debatę na temat polityki zagranicznej? Pojawiły się opinie, że PiS odpuściło tę debatę i nie wypunktowało należycie PO.

Nie zgadzam się. Witold Waszczykowski precyzyjnie punktował fałsze w wystąpieniu szefa MSZ, na przykład jego słowa o kontynuowaniu polityki Giedroycia. Przecież on tę politykę pogrzebał, i to manifestacyjnie, pisząc o końcu polityki jagiellońskiej. A poza tym Sikorskiemu należały się cięgi za to, że przez lata systematycznie minimalizował zagrożenie rosyjskie. Pod sam koniec ubiegłego roku, gdy już Majdan się burzył, Sikorski podpisywał porozumienie z Siergiejem Ławrowem o harmonizowaniu polityki polsko-rosyjskiej. Opinia publiczna i media powinny go za to rozszarpać, ale siedzą cicho. Natomiast jako główne wydarzenie z polityki zagranicznej przedstawiają nieobecność Jarosława Kaczyńskiego w Sejmie.

Lekko pan traktuje nieobecność Kaczyńskiego na tej debacie, a przecież sprawa naprawdę jest poważna.

Sprawa poważna, ale wystąpienie niepoważne, co można było przewidzieć, ponieważ wszystkie poprzednie informacje ministra były właśnie takie. Nawet prezydent dyskretnie ziewał, a ministrowi prezydenta Stanisławowi Koziejowi ciężko opadały powieki. Skandaliczne było natomiast wystąpienie Tuska. Nie tylko sprowadził – jak to ma w zwyczaju – wystąpienie opozycji do dowcipów o pizzy, ale nadto zasugerował, że PiS-owcy jako eurosceptycy należą do oddziałów V kolumny Władimira Putina. I to powiedział on, ten, który Putinowi do mdłości basował.

A czy nie miał racji Tusk, kiedy mówił, że eurosceptycy, którzy chcą obalić lub osłabić Unię Europejską, działają w interesie Putina?

To, co powiedział Tusk, to fałsz od początku do końca. PiS nie jest partią eurosceptyczną, bo nie chce rozbić Unii ani z niej wyjść. Tak zwani eurosceptycy to unijny margines. Grozi nam prorosyjskość nie ich, lecz najsilniejszych graczy Unii, a w konsekwencji Unii jako całości. Sankcje przeciw Rosji są słabe i na ich wzmocnienie nie ma co liczyć, bo związki gospodarcze z Rosją są zbyt silne. Już zresztą słychać, że politycy unijni nawołują do umiaru. Z pewnością za Kijów nie będą chcieli umierać ani oni, ani mieszkańcy Niemiec, Francji czy Włoch. Mocniej zintegrowana Unia to Unia, w której prorosyjskość się wzmocni, a nie osłabi. A już niezwykłą bezczelnością jest atakowanie Prawa i Sprawiedliwości, czyli partii nawołującej od zawsze do wzmocnienie siły obronnej i do nieufności wobec Rosji, przez premiera rządu, który doprowadził do paraliżu polskie siły zbrojne i który przez ostatnie lata uzależnił nas od Rosji, również pod względem energetycznym. Teraz jeździ po Europie i opowiada o zaletach unii energetycznej. Szkoda, że nie myślał o tym wcześniej.

Lepiej chyba, że robi to późno niż wcale? Ma mu pan to za złe?

Mam mu za złe propagandę, którą wyraża hasło Tuska – tak niemądre, że aż ręce opadają – „Więcej Europy w Europie”. Hasłem tym wprawił w zachwyt eurokratów, co jednocześnie nie przeszkodziło mu mówić niekiedy, że on sam jest eurosceptykiem. Problem z takimi ludźmi jak Tusk czy Sikorski nie polega na tym, że oni są euroentuzjastami, eurorealistami czy eurosceptykami, lecz na tym, że nie mają żadnych poglądów. Są niczym kurki na kościele. Radosław Sikorski kiedyś mówił, że umowa rosyjsko-niemiecka o budowie gazociągu północnego to drugi pakt Ribbentrop-Mołotow, a później stwierdził, że Rosja to jest nasz wypróbowany przyjaciel. Oba te zdania nie mogą być prawdziwe.

Mogą, jeżeli sytuacja się zmieniła.

A zmieniła się? Czyżby gazociąg został nagle zwinięty? Czasami się mówi, że w WikiLeaks Sikorski przestrzegał nieoficjalnie przed Rosją, ale przecież w tym samym czasie chciał ją w oficjalnych deklaracjach przyjmować do NATO, a tarczę antyrakietową budować na terytorium Rosji. Jak to nazwać? Elementarną niespójnością, oszukiwaniem ludzi czy dyletanctwem? Trudno się oprzeć wnioskowi, że Sikorski to polityk, który, nie mając żadnych poglądów, może wypowiedzieć każdy, byle tylko przypodobać się tym, od których zależy.

Czy sytuacja na Ukrainie będzie się dalej zaogniała?

Jeżeli Ukraina sama sobie nie pomoże, to presja Rosji nie ustanie. Rosjanie chcą wchłonąć z Ukrainy tyle, ile się da, włącznie z Kijowem. A w odleglejszej perspektywie czasowej nie da się wykluczyć, że Lwów, tak ciągle kochane przez wielu Polaków miasto, znowu stanie się miastem rosyjskim.

Ryszard Legutko jest europosłem PiS, w roku 2007 był ministrem edukacji narodowej

Źródło : portal Rzeczpospolita.pl

Podziel się swoją opinią

Zapisz się do newslettera

Dołącz do naszej społeczności, aby być jednym z pierwszych informowanych o moich inicjatywach, projektach i działaniach w Parlamencie Europejskim - zapisz się teraz do newslettera!