Ta sytuacja wskazuje na stary problem polskiej dyplomacji. Wielu ambasadorów jest podpiętych pod partie polityczne, a nie państwo
— mówi o historii Marka Prawdy prof. Ryszard Legutko, europoseł PiS.
wPolityce.pl: Szef MSZ odwołał ambasadora Marka Prawdę z placówki w Brukseli. Niemal natychmiast szef Komisji Europejskiej wysłał Prawdę na placówkę do… Warszawy. Jest przedstawicielem Unii w Polsce. Co ta sprawa mówi o polskiej dyplomacji i stosunku Brukseli do Warszawy?
Prof. Ryszard Legutko: Ta sytuacja wskazuje na stary problem polskiej dyplomacji. Wielu ambasadorów jest podpiętych pod partie polityczne, a nie państwo. Pamiętamy różne skandaliczne przypadki zachowań polskich ambasadorów w latach 2005-2007. Oni jawnie krytykowali prezydenta Lecha Kaczyńskiego, sabotowali działania rządu, tego „niesłusznego” rządu w Warszawie. Obecnie też można mieć różne zastrzeżenia do naszych dyplomatów.
MSZ zmienia ich. Nie za wolno?
Zmiana następuje. Jednak to nie jest proces łatwy i szybki.
Prawda powinien być zdymisjonowany?
Pan ambasador wsławił się swoją wypowiedzią dla niemieckiej prasy. Mówił, że Polska pod rządami PO przestała być kłopotem dla Niemców. On mówił o tym, jako o wielkim osiągnięciu. Za takie wypowiedzi dyplomata powinien zostać zwolniony z wilczym biletem. I nic dziwnego, że nowy minister go zdjął z placówki. Co innego można by robić? To wszystko jest bardzo smutne, ponieważ pokazuje demoralizację przestrzeni publicznej w Polsce, a także demoralizację służby zagranicznej.
Jak oceniać decyzję szefa KE Junckera? On wiedział, że ambasador został wycofany, więc wysyłanie takiego dyplomaty do Polski wygląda wręcz jak akt wrogi…
Warto mieć świadomość, że gdy pojawiły się sygnały, że Prawda może zostać odwołany, rozpoczęły się naciski na polski rząd.
Naciski w obronie polskiego ambasadora?
Tak, rządy państw ościennych zgłaszały się do władz Polski, by nie odwoływać Prawdy, bo on jest bardzo dobrym ambasadorem i rząd nie powinien go wymieniać.
To bezczelna interwencja w politykę suwerennego państwa.
To było czymś zupełnie niebywałym. Nie wyobrażam sobie, by rząd Polski interweniował w Berlinie w obronie jakiegoś ambasadora. Ta interwencja ws. Prawdy pokazuje, że Polski nie traktuje się poważnie. Traktuje się nas jako znacznie słabszego partnera, któremu można stawiać tego typu żądania.
Juncker też zdaje się przekraczać granice. Jak oceniać jego decyzję?
To jest prowokacja i arogancja. Szef KE pokazuje, że się nie liczy z Polską i opinią polskiego rządu. On wręcz demonstracyjnie zrobił na złość rządowi. A zasady dyplomatyczne mówią, że takich prowokacji się nie robi.
Dlaczego zatem Juncker sobie na to pozwolił?*
Mam wrażenie, że Komisja Europejska ma wyraźny plan, by zapędzić rząd Warszawy do kąta. Nie można mieć złudzeń dotyczących jakichś szans na negocjacje czy uzgodnienia. KE będzie oczekiwała bezwarunkowej kapitulacji rządu. Nic innego jej nie zadowoli. Mamy czystą złośliwość wobec rządu. Mamy złośliwy incydent wymierzony w rząd. Należy się spodziewać kontynuacji aroganckiej postawy Komisji.
Ostatnio mamy festiwal problemów dotyczących ambasadorów. Jak Pan ocenia burzę po słowach Ryszarda Schnepfa? Czy ambasador w USA przesadził?
W mojej ocenie ambasadorowi należy się odwołanie. I to od jakiegoś czasu. Mówiąc o jego wpisie, warto zaznaczyć, że są takie zawody i funkcje, w których trzeba umieć milczeć, albo wypowiadać się bardzo oględnie. Takim zawodem jest zawód dyplomaty czy sędziego. Tak się składa natomiast, że dyplomatów i sędziów mamy wyjątkowo gadatliwych, czy wręcz pyskatych. To pokazuje demoralizację tych środowisk.
To znaczy, że szef MSZ źle robi, że go nie dymisjonuje obecnie? Witold Waszczykowski mówił, że na razie Schnepf będzie pracował, bo obecnie silnie współpracujemy z USA…
Rzeczywiście w takim okresie, jaki mamy obecnie, nie należy zmieniać ambasadora w USA. Minister Waszczykowski ma rację. Słowa ambasadora, o których rozmawiamy, są jednak niefortunne, niepotrzebne. Na pewno to nie przystoi dyplomacie.
On oburzył się na „antysemicką nagonkę”, jaka go ponoć spotkała. Może miał prawo się bronić?
To jest prowokacja w jego wydaniu. W tym, co pisano na temat resortowego tła rodzinnego pana ambasadora, wątek etniczny czy rasowy nie był w ogóle brany pod uwagę. Jeśli chodzi o samego ambasadora, to on zapewne był bardzo pomocny w ostatnich wizytach polskich władz w USA, ale zaliczył poważną wpadkę.
O czym Pan mówi?
O liście czterech senatorów USA do premier Szydło.
To wina ambasadora, że wysłali list?
To dowodzi braku czujności naszej placówki w USA. Takie pomysły i plany powinny być wychwytywane. Dyplomaci powinni prowadzić bardzo intensywną działalność dyplomatyczną w Ameryce. To było wyraźne zaniedbanie ze strony ambasadora. Czy to brak profesjonalizmu czy zła wola oczywisćie nie wiem.
Rozmawiał Stanisław Żaryn
Zapisz się do newslettera
Dołącz do naszej społeczności, aby być jednym z pierwszych informowanych o moich inicjatywach, projektach i działaniach w Parlamencie Europejskim - zapisz się teraz do newslettera!
