Ryszard Legutko dla portalu „Wpolityce.pl

Wzbudzanie antyklerykalnych i antykościelnych nastrojów już przerabialiśmy i nie udało się do tej pory zbudować żadnej trwałej grupy politycznej na hasłach antyklerykalnych. Takie emocje są dobre do różnych skandali, szokujących ekscesów i eksplozji chamstwa na ulicach, lub w teatrach. Ale politycznie nic z nich nośnego się nie wykluje.

— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Ryszard Legutko, europoseł Prawa i Sprawiedliwości.

wPolityce.pl: Kolejny raz kobiety wychodzą protestować na ulice. Tym razem chcą bronić edukacji przed politykami oraz sprzeciwiają się ingerencji Kościoła w politykę. Czy to nie jest już histeria?

Prof. Ryszard Legutko, europoseł: Przede wszystkim od razu trzeba uściślić, że to nie kobiety protestują, lecz grupy feministyczne, które próbują zmobilizować szerszy elektorat przeciw władzy, przeciw rządowi i jego polityce. Od czasu, kiedy rządy objęło Prawo i Sprawiedliwość poparcie dla rządu jest bardzo mocne, natomiast opozycja znajduje się w stanie chaosu. Następują kolejne próby podjęcia wielkiej kontrofensywy. Najpierw był KOD, który miał zmobilizować miliony, ale później okazał się niewypałem. Następnie mieliśmy akcje aborcyjne, o których mówiono, że były sukcesem, lecz cała sprawa umarła szybko śmiercią naturalną, bo opierała się na kłamstwie. Wzbudzanie antyklerykalnych i antykościelnych nastrojów już przerabialiśmy i nie udało się do tej pory zbudować żadnej trwałej grupy politycznej na hasłach antyklerykalnych. Takie emocje są dobre do różnych skandali, szokujących ekscesów i eksplozji chamstwa na ulicach, lub w teatrach. Ale politycznie nic z nich nośnego się nie wykluje. Natomiast protest przeciw ingerencji polityków w edukację brzmi tak absurdalnie, że nawet nie wiem, o co może chodzić. Edukacja zawsze funkcjonuje według jakichś ustaw. Politycy piszą projekty ustaw, które następnie poddają konsultacjom społecznym. Mówienie o politycznej ingerencji to jakiś nonsens.

Podejrzewam, że chodzi tutaj o to samo, co zwykle chodzi tak zwanym postępowcom, czyli o mobilizację ludzi na rzecz nasączenia edukacji lewackimi treściami: spotkania z homoseksualistami, uczenia jak się zakłada prezerwatywy czy wprowadzenia genderów do humanistyki. Na szczęście większość Polaków wie, że edukacja to uczenie polskiego, historii, matematyki i fizyki oraz tych wszystkich kanonicznych przedmiotów, których poziom został przez ostatnie lata znacznie obniżony, zresztą za sprawą polityków. Więc politycy są również tymi ludźmi, którzy ten poziom powinni podnieść.

Patrząc na to wszystko można powiedzieć, że awantura goni awanturę. W niedługim czasie doczekamy się tez protestów w obronie Caracali…

Właściwie to już się dzieje. Można się spodziewać kolejnych manifestacji pod coraz głupszymi hasłami, łącznie z demonstracjami na rzecz Caracali. Reforma edukacji wprowadza pewną nerwowość, jednak gimnazja nie mają zwolenników ani wśród nauczycieli, ani wśród rodziców. Nie jest to coś, co mogło wywołać szerszą falę na rzecz poddania szkołom lewicowej ideologii. Zresztą ta antypisowska i antyrządowa histeria się wypala i nie widać żadnego pomysłu, który by ją mógł na trwale pobudzić.

Protesty będą miały jakiś wpływ na wyborców? Sondaże pokazują, że PiS nie tylko nie traci poparcia, ale ono wciąż rośnie, pomimo np. nagonki Nowoczesnej…

Poparcie rządu jest stałe, natomiast Platforma jest w rozsypce, co widać. Ma zasadnicze problemy z przywództwem. Ciągle jeszcze nie wytłumaczyła się z różnych rzeczy, będzie musiała się nadal tłumaczyć z reprywatyzacji kamienic w Warszawie, z Amber Gold. Co do Nowoczesnej, to nie jestem jedynym człowiekiem, który wątpi w część tych sondaży. Jeżeli są takie sondaże, które pokazują poparcie powyżej 15 proc. Czy 20 proc. to, przepraszam bardzo, ale to nie może być prawda. To już raczej te, które wskazują koło 10 proc. są prawdziwsze. Spotykam różnych ludzi, którzy sympatyzują z Platformą, ale nie spotkałem nikogo, kto powiedziałby, że jest zwolennikiem Nowoczesnej, choć ta ma niby wyższe poparcie niż PO. To jest jakaś wielka mistyfikacja, którą podtrzymują nieustanne występy medialne polityków Nowoczesnej z ich szefem na czele. Te występy zawsze mają charakter groteskowy i kończą się lapsusem, wpadką, lub obciachem. Czymś, co daje później pokarm dla internetowej uciechy. Nie wierzę, że Nowoczesna ma w sobie moc polityczną i jakąkolwiek przyszłość.

Wydaje się, że ludzie nie reagują na takie protesty, że mają dość…

Akcje, o których mówimy są materiałem dla mediów oraz dla internetowych dowcipów. Póki co, na szczęście dla Prawa i Sprawiedliwości nie ma żadnego ruchu, który mógłby przedstawić alternatywę. Ani jeśli chodzi o program alternatywny wobec rządowego, ani jeśli chodzi o osobowości. Kolejne akcje grup feministycznych pewnie znów będą obfitować w chamstwo i wulgarność, co dodatkowo obróci się przeciw nim. Na razie nie ma dla Prawa i Sprawiedliwości sensownej opozycji, a ta która jest skutecznie kompromituje samą siebie. Jako polityk Prawa i Sprawiedliwości powinienem się z tego cieszyć, jakkolwiek martwi mnie postępujące niszczenie sfery publicznej przez pompowanie w nią brutalności, wulgarności i prymitywizmu. Tymi środkami z rządem się nie wygra, natomiast destrukcja sfery publicznej może być trwała.

not. Weronika Tomaszewska

Podziel się swoją opinią

Zapisz się do newslettera

Dołącz do naszej społeczności, aby być jednym z pierwszych informowanych o moich inicjatywach, projektach i działaniach w Parlamencie Europejskim - zapisz się teraz do newslettera!