Obcujemy z rzeczywistością, w której młodzież jest w szokujący sposób niedouczona. Musi być czas na porządną naukę
– mówi prof. Ryszard Legutko w rozmowie z wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Jak Pan ocenia ostatnie protesty środowisk nauczycielskich spod znaku Związku Nauczycielstwa Polskiego?
Prof. Ryszard Legutko, europoseł Prawa i Sprawiedliwości: Mam ambiwalentne odczucia. Nie mam specjalnego zaufania do Związku Nauczycielstwa Polskiego. Przypomnę, że protestowali gdy gimnazja były wprowadzane, dziś ich bronią. Na coś trzeba się zdecydować. Protestowanie po to, by mobilizować swoich członków, a nie dla dobra Rzeczpospolitej i polskiej szkoły, jest niepoważne. Z drugiej jednak strony mam zrozumienie dla nauczycieli, którzy nie byli w Polsce dobrze traktowani, więc każda reforma edukacji kojarzy im się z obawami.
Nie jest to dowód na problemy w komunikacji rządu ze środowiskiem nauczycielskim?
Nauczyciele jako grupa zawodowa są poinformowani. Natomiast, każdy nauczyciel jest człowiekiem i zawsze może mieć obawy czy nie stanie mu się krzywda.
W takim razie, czy są jakieś powody do takiego myślenia ze strony nauczycieli? Opozycja mówi o masowych zwolnieniach, które mają być efektem reformy.
To niepoważne zachowanie ze strony opozycji, która cokolwiek by się nie wydarzyło będzie mówić jak najgorszymi słowy. Niezależnie od tego jaki będzie podział – 6-3-3 czy 8-4 – edukacja trwa tyle samo. Przedmioty są mniej więcej te same, choć mam nadzieję, że dojdzie do pewnych ważnych zmian. Nie ma jednak zagrożenia masowych zwolnień. W niektórych dyscyplinach mogą być nawet potrzebni dodatkowi nauczyciele. Zagrożeniem jest demografia, a nie zmiana systemu.
Mówi Pan o niektórych dyscyplinach, w których może zwiększyć się zapotrzebowanie na nauczycieli. Może chodzić o historię, która przez ostatnie lata traktowana była po macoszemu. Uda się to zmienić?
Mam nadzieję, choć nie znam jeszcze szczegółowej koncepcji programowej. Liczę jednak na to, że będzie tam dużo historii, języków, literatury, po prostu więcej przedmiotów klasycznych przy okazji edukacji w szkołach ogólnokształcących. Jeśli zmiany rzeczywiście pójdą w tym kierunku, to zapotrzebowanie na nauczycieli nie spadnie. Problem może być jedynie z nauczycielami uczącymi tzw. przedmiotów dziwnych.
Jakie to przedmioty?
Chociażby coś co nazywa się „wiedzą o kulturze”. To przedmiot skrajnie dziwny, który powinien zniknąć, bo czegoś takiego jak „wiedza o kulturze” nie ma, a już szczególnie nie w formie 30 godzin lekcyjnych. Choć takich przedmiotów uczą zazwyczaj nauczyciele przedmiotów klasycznych, więc problemów ze zwolnieniami być nie powinno.
Kluczowym elementem reformy edukacji jest likwidacja gimnazjów. To niezbędna zmiana?
Niestety jest to potrzebne. Jesteśmy nieszczęsnymi spadkobiercami reformy ministra Handkego, która od początku była absurdalna. Nie było najmniejszej potrzeby wprowadzania gimnazjów. W krajach, w których podobny lub analogiczny system już istniał, od dłuższego czasu borykano się z poważnymi problemami. Wprowadzenie tego systemu nie miało żadnych podstaw. System 6-3-3 jest nie do uratowania. Pomijając nawet kwestie wychowawcze, gdy młodzi ludzie w specyficznym wieku wchodzą do gimnazjów i trudno nad nimi zapanować, jeszcze trudniej wychować. Kluczową kwestią jest kwestia wykształcenia. Nie da się dobrze ustawić relacji pomiędzy tym, czego uczy się w liceum, a tym co nauczane jest w gimnazjum, skoro jedno i drugie trwa trzy lata. Pytanie jest takie, czym mają się od siebie różnić? Efektem jest fragmentaryczność nauczania i profilowanie. Kształcenie ogólne musi trwać przynajmniej 4 lata. Profilowanie należy ograniczać, by absolwent szkoły ogólnej nie okazywał się nagle analfabetą matematycznym czy historycznym. Obcujemy z rzeczywistością, w której młodzież jest w szokujący sposób niedouczona. Musi być czas na porządną naukę.
Minister edukacji i premier Szydło mówią dużo o wzmocnieniu pozycji szkół technicznych. To krok w dobrą stronę?
Uważam, że to bardzo dobry pomysł. Kształcenie ogólne jest jednak dla pewnej części młodzieży. Chodzi tu o ludzi o szczególnego typu umysłowości, którą można nazwać teoretyczną. Kiedy taki absolwent pójdzie na studia, to wybierze takie kierunki jak polonistyka, historia, matematyka czy fizyka. Jest też spora grupa młodzieży, która nie ma zacięcia teoretycznego, tylko bardziej techniczne i plastyczne. Po co mają się męczyć przy nauce deklinacji łacińskich czy analizie twórczości Mirona Białoszewskiego? Mogą pójść do techników, gdzie dostaną zawód i będą się realizować osobowościowo i intelektualnie. Tacy absolwenci są nam potrzebni. I nie jest to sprawa jedynie polska. To sprawa ogólnoeuropejska. Brakuje ludzi o wykształceniu technicznym.
Rozmawiał Tomasz Karpowicz