Mówi się o rozpadzie wielkiej koalicji, tego kartelu, który rządził parlamentem od paru dziesięcioleci – czyli alians socjalistów z Europejską Partią Ludową, w wyniku czego te wybory miały taki, a nie inny charakter. Po raz pierwszy od wielu lat to były jakieś wybory
— mówił w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Ryszard Legutko, eurodeputowany PiS.
wPolityce.pl: Czy wybór Antonio Tajaniego to dobra wiadomość? Mówi się głośno chociażby o jego konserwatyzmie i różnicach w stosunku do Martina Schulza.
Prof. Ryszard Legutko: Wybieraliśmy z takiego zestawu, jaki był dostępny i wydaje się, że to najlepszy kandydat. To prawda, że jest konserwatystą, katolikiem, jest zaangażowany w sprawę obrony chrześcijan przed prześladowaniami, sam zresztą uczestniczyłem w inicjatywach, które organizował. Po pierwsze, to może być zmiana nie tylko charakterologiczna, bo to inna osobowość niż Martin Schulz, ale rzeczywiście jest to także chyba pierwszy konserwatysta kierujący Parlamentem Europejskim od wielu wielu lat. Druga rzecz to solenna obietnica, że będzie „przewodniczącym parlamentu, a nie premierem” – co jest aluzją do Schulza, który miał swoją polityczną agendę, twardo ją realizując – był niezwykle stronniczy, a powiedziałbym nawet, że był brutalny w tej stronniczości. Być może to będzie również ta zmiana, która jest przez wszystkich oczekiwana. Co ciekawe, praktycznie wszyscy kandydaci, mniej lub bardziej, dystansowali się od Schulza, zapowiadając, że będą innymi przewodniczącymi.
Jest jeszcze trzecia rzecz, być może najważniejsza, a która jest wielką niewiadomą. Mianowicie, mówi się o rozpadzie wielkiej koalicji, tego kartelu, który rządził parlamentem od paru dziesięcioleci – czyli alians socjalistów z Europejską Partią Ludową, w wyniku czego te wybory miały taki, a nie inny charakter. Po raz pierwszy od wielu lat to były jakieś wybory. Do końca nie wiadomo było, kto zostanie przewodniczącym. Poprzednio było to pewne już na kilka miesięcy przed wyborem.
Rozpad tej wielkiej koalicji chadeków z socjalistami jest faktem?
Według mnie ona się dość szybko odbuduje. Pytanie tylko, jak szybko, czy jak długo będzie trwał ten stan rozejścia się dróg socjalistów i chadeków, i co w międzyczasie może się stać. Europejska Partia Ludowa, która jest najsilniejszą grupą w parlamencie (przypomnę, że to grupa parlamentarna do której należy PO i PSL) wysyła sprzeczne sygnały. Z jednej strony podpisali umowę z grupą liberałów i jest ona dokumentem dość strasznym, federalizm europejski w najgorszym wydaniu, jest tam bardzo wyraźne dążenie do dalszej centralizacji. Z drugiej strony ich przywódcy kontaktowali się i spotykali z nami, grupą Europejskich Konserwatystów i Reformatorów i mówili: dość rządów lewicy w tym parlamencie, budujemy nową większość centroprawicową i będziemy z wami współpracować, jesteście naszym najważniejszym i naturalnym sojusznikiem. Albo, albo – jedno i drugie jest niemożliwe.
Jaka w takim razie może być dalsza polityka chadeków?
Tak jak powiedziałem, sądzę że tzw. wielka koalicja się odbuduje, pytanie tylko, jak szybko i co do tego czasu będzie można zdziałać z EPP. Myślę, że pokaże to parę najbliższych miesięcy. Na poziomie wypowiedzi, deklaracji, czy dokumentów Europejska Partia Ludowa wygląda albo na rozdartą wewnętrznie, albo prowadzącą jakąś grę polityczną, wysyłając sygnały nie do końca odpowiadające intencjom. Jeżeli chodzi o mnie, to jestem raczej sceptyczny co do takiego trwałego sojusz ECR i EPP. Być może zmienią coś wybory, które będą miały miejsce w ważnych państwach europejskich: Francji i Niemiec. Ten impuls tak naprawdę idzie od rządu. Jeśli tzw. prawica wygra wybory w tych krajach, jeśli będzie wola rządu, żeby stworzyć jakąś siłę centroprawicową w Europie w momencie wychodzenia Brytyjczyków z UE, jest szansa. Natomiast, jeśli uznają, że lepiej jest wrócić do „business as usual”, to oczywiście wszystkie te kwasy, które teraz są, zostaną – jak to w polityce – zapomniane, a socjaliści razem z partią ludową znowu będą załatwiali pod stołem interesy, dzieląc się stanowiskami.
Umowa z liberałami to chwyt kampanijny, czy może jest się czego obawiać?
Ona mnie szczególne nie zaskoczyła co do treści. Wiem, jakie tam są tendencje, jaki jest układ sił, odzwierciadlały tę retorykę poprzednie głosowania. Zadziwiło mnie jednak to, że było to tak twardo napisane z oczywistymi deklaracjami, które oznaczają, mówiąc metaforycznie: bijemy się w pierś – teraz koniec sojuszu z socjalistami, zapanuje nowa atmosfera i sposób myślenia politycznego. W polityce w zasadzie trzeba kierować się zasadą ograniczonego zaufania, także i w tym przypadku. Powtórzę raz jeszcze, że wiele będzie zależał od wyborów, bo przecież ci, którzy zasiadają w PE i pełnią ważne funkcje przewodniczących, wiceprzewodniczących grup i delegacji, w dużym stopniu jednak zależą od tego, co w stolicach ich krajów jest postanowione i jaki panuje tam nurt polityczny, jaka dominuje i jest realizowana strategia. Nie wykluczam tutaj pewnych zmian, łącznie ze wzmocnieniem prawej strony, ale jestem bardzo ostrożny i daleki od entuzjazmu.
Pojawia się także oczywiste pytanie: Co dalej z Donaldem Tuskiem? Skoro socjaliści dostali od chadeków, mówiąc kolokwialnie, prztyczka w nos, to czy będą chcieli wypchnąć Tuska, a EPL zachowa ten tradycyjny podział stanowisk?
Ale ta umowa nigdy nie była stawiana żelazną konsekwencją. Niewątpliwie notowania Tuska spadły, i wszystko będzie zależało od tego, jak twardo socjaliści będą stawiać sprawę funkcji w Radzie Europejskiej, oraz tego jak dalece te targi będą prowadzone groźnie, stanowczo i przy pomocy różnych instrumentów, oraz jakie razie jakie będą się pojawiać pokusy. Nie wykluczałbym dalszego trwania Tuska, choć to co teraz widać, to jego osłabienie pozycji. W całości zależy od postanowień w jego sprawie, nie ma żadnych specjalnych atutów. Zresztą nie był pierwszym, ale trzecim wyborem na przewodniczącego Rady Europejskiej, bo poprzedni kandydaci odmawiali. Tusk nie jest szczególnie chroniony, ale w Unii Europejskiej panuje taka zasada, że jak nie trzeba zmieniać, to się tego nie czyni, w takiej sytuacji może przetrwać. Choć pewnie musiał się trochę zdenerwować, gdy usłyszał o wyborze Tajaniego, a nasi koledzy PO też pewnie mieli wielkie dylematy wewnętrzne, gdy byli zobligowani głosować na Tajaniego, wiedząc że tym samym osłabia się pozycja Tuska.
Czy wybór dwóch Polaków na funkcje wiceprzewodniczących PE – Ryszarda Czarneckiego z PiS, i Bogusława Liberadzkiego z SLD, ma znacznie dla Polski?
Z panem Liberadzkim zwykle współpracowało nam się dobrze w różnych kwestiach, więc jak będzie wiceprzewodniczącym, to być może odsłonią się lepsze możliwości dla Polaków z różnych grup. Wiedzielibyśmy, że gdyby wiceprzewodniczącym był ktoś z PO, to nawet nie byłoby sensu zbliżać się, czy wykręcać do niego numeru. Natomiast w przypadku Liberadzkiego myślę, że dobrze się stało, że został wybrany.
Not. Adam Kacprzak
Zapisz się do newslettera
Dołącz do naszej społeczności, aby być jednym z pierwszych informowanych o moich inicjatywach, projektach i działaniach w Parlamencie Europejskim - zapisz się teraz do newslettera!