U Donalda Tuska trudno jest rozróżnić co mówi w imieniu grupy trzymającej władzę w Europie, której w jakimś stopniu jest wyrazicielem. Mimo, że nie jest człowiekiem, który tę grupę tworzy, bo tu politycznie jest słaby.
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Ryszard Legutko, europoseł Prawa i Sprawiedliwości.
wPolityce.pl: Donald Tusk straszy konsekwencjami za nieprzystąpienie polskiego rządu do relokacji uchodźców. Jego zdaniem to „wyłamywanie się z europejskiej solidarności”. Jak Pan to komentuje?
Prof. Ryszard Legutko: To jest ta typowa euromowa. U Donalda Tuska trudno jest rozróżnić co mówi w imieniu grupy trzymającej władzę w Europie, której w jakimś stopniu jest wyrazicielem. Mimo, że nie jest człowiekiem, który tę grupę tworzy, bo tu politycznie jest słaby. Korzystając z możliwości jakie mu zostały dane i zagwarantowane uczestniczy on również w polskiej polityce wewnętrznej, wspierając opozycję, czy ewentualnie przygotowując sobie jakiś dalszy etap kariery w Polsce. Tusk już dawno złamał tę zasadę, że nie powinien mieszać się w sprawy wewnętrzne naszego kraju.
Po raz kolejny wyraźnie pokazał, że nie jest politykiem bezstronnym.
Oczywiście, że nie jest. Co to w ogóle za straszenie jakimiś konsekwencjami? To nie jest sposób rozmawiania z poważnymi partnerami politycznymi, on nie jest żadnym królem czy władcą, żeby straszyć rządy państw członkowskich. A całe to mówienie o solidarności europejskiej jest oczywiście niepoważne, bo jak migranci byli wpuszczani do Europy szeroką strugą to nikt z Polską nie konsultował się w tej sprawie. Właściwie rząd niemiecki żadnego rządu i żadnej instytucji europejskiej nie pytał o zdanie w tej sprawie. Więc gdzie była ta solidarność wtedy? Nikt specjalnie do rządu w Berlinie nie miał wówczas pretensji, nie słyszałem, żeby wtedy Donald Tusk powiedział pani kanclerz Merkel, że postąpiła nieodpowiedzialnie. Gdyby to zrobił prawdopodobnie już więcej niczego innego nie powiedziałby jako przewodniczący RE. Stąd całe to mówienie o solidarności jest oczywiście bez sensu. Natomiast ma rację Tusk, że są tutaj pewne priorytety.
Jakie?
Dla polskiego rządu i ogromnej części polskiego społeczeństwa są one takie, że nie chcemy migrantów, bo to się wiąże z otwarciem tego problemu, z którym borykają się bez nadziei jego rozwiązania społeczeństwa zachodnie. My jesteśmy skłonni pomagać im na miejscu, jesteśmy skłonni przyjmować imigrantów, którzy nie zaburzą tkanki społecznej, przecież przyjmujemy Ukraińców, przyjmowaliśmy Czeczenów, i innych. Natomiast nie damy się wciągnąć w ten eksperyment demograficzny, w który dały się wciągnąć kraje zachodnie. Okazuje się, że ten eksperyment nie tylko źle się skończył, ale nie ma z niego wyjścia. Nie ma dającej się przewidzieć przyszłości żadnego rozwiązania problemu islamskiego, mniejszości muzułmańskiej, a już może niedługo nie mniejszości w krajach zachodnich. Jeżeli rząd polski mówi „nie” wobec relatywnie małej liczbie uchodźców, to mówi „nie” jeśli chodzi o zasadę. To jest coś czego jak sadze rząd polski powinien się trzymać. Zresztą pamiętajmy także, że przedstawiciele krajów, które tyle mówiły o tej solidarności europejskiej specjalnie się nie zaangażowały w to, bo z tej ilości migrantów, którzy mieli być przyjęci, to zostało przyjętych jedynie 10 proc. i nie widać wcale by inne kraje były chętne migrantom. Komisja Europejska i przedstawiciel Rady Europejskiej Donald Tusk mogą grozić Polsce i innym państwom członkowskim, ale nie wydaję mi się, żeby odnieśli wielkie sukcesy.
Cała sprawa zakończy się więc na pogróżkach? Komisja Europejska dała czas Polsce do czerwca żeby przystąpiła do relokacji, zaś wobec Węgier już uruchamiane są procedury.
Nie mają innego wyjścia i innych narzędzi. Niech sobie rozpoczynają te różne procedury, im ich więcej rozpoczną tym bardziej okażą się bezsilni. Żadna siła na niebie i ziemi nie jest wstanie zmusić polskiego rządu, żeby wbrew woli społeczeństwa przyjmował imigrantów z dającymi się przewidzieć konsekwencjami. KE nie jest żadnym ciałem, które może cokolwiek nakazywać. Większy problem jest oczywiście z Radą Europejską, bo tutaj poprzedni polski rząd wiele naobiecywał . Ale rząd się zmienił, zmieniły się nastroje społeczne, nie tylko w Polsce. Trzeba było myśleć nad konsekwencjami, kiedy się rozpoczynało politykę „herzlich willkommen”.
Minister Szczerski powiedział, że nie mamy obowiązku wypełniać sprzecznych z polskimi interesami zobowiązań poprzedniego rządu. Boleje nad tym europosłanka PO Barbara Kudrycka, która żali się, że rząd polski nie przyjął 7 tys. uchodźców, co się kłóci z oficjalną linia Grzegorza Schetyny.
Linia polityczna, którą reprezentuje Grzegorz Schetyna jest pokrętna jak wiemy, raz mówi tak, raz inaczej. Platforma wie doskonale, że obiecała przyjęcie imigrantów, natomiast wie również dobrze, że w tej chwili politycznie jest to zabójcze, żeby się opowiadać za ich przyjmowaniem. Szczególnie, że jedyne co o nich wiemy, to to, że jest to początek problemu, którego rozwiązać się nie da.
Rozmawiał Piotr Czartoryski-Sziler
Zapisz się do newslettera
Dołącz do naszej społeczności, aby być jednym z pierwszych informowanych o moich inicjatywach, projektach i działaniach w Parlamencie Europejskim - zapisz się teraz do newslettera!