Ryszard Legutko dla portalu „Wpolityce.pl

Kiedy obserwuję to, co się dzieje na zachodzie Europy, mam wrażenie poczucia nierzeczywistości i absurdu, w jakim się tam żyje

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Ryszard Legutko, europoseł PiS.

wPolityce.pl: Najprawdopodobniej w środę Komisja Europejska ma ogłosić, że rozpocznie postępowanie o naruszenie unijnego prawa wobec Polski, Węgier i Czech w związku z nieprzyjmowaniem imigrantów w ramach tzw. relokacji, na którą zgodził się rząd premier Ewy Kopacz jesienią 2015 r. Czy Komisja ma podstawy prawne do takich działań wobec Polski, Czech i Węgier?

Ryszard Legutko: Oczywiście, że nie, ale to dla niej nic nie znaczy, dlatego, że prawo jest przez nią dość powszechnie łamane. Komisja nie ma też prawa występować wobec polskiego rządu w sprawie praworządności jako prokurator, sędzia i egzekutor w jednej osobie, a jednak to robi. Niestety, KE tak daleko zaszła w swoim działaniu, że że coraz mniej szanuje reguły.

Komisja Europejska nie ma żadnych podstaw prawnych do działań wobec Polski, Czech i Węgier, co najwyżej niektórzy członkowie Rady mogą czuć się oburzeni, że poprzedni rząd polski zadeklarował zrobienie czegoś, a obecne władze się z tego wycofują. Zmieniła się rzeczywistość, inne kraje też się nie wywiązały z relokacji. Właściwie żaden z krajów unijnych nie podszedł poważnie do kwestii relokacji. Z pewnością Komisja będzie wydawać groźne pomruki, bo czuje, że sprawa wymyka się spod jej kontroli.

Jak Polska, Węgry i Czechy mogą się bronić przed ewentualnymi działaniami Komisji Europejskiej?

Na razie powinniśmy czekać i obserwować, co zrobi Komisja. Można to zignorować, bo według mnie Komisja nie ma w tej kwestii żadnych instrumentów prawnych i nie może podjąć żadnych działań. Jeżeli się powoła na jakieś przepisy prawne i rozpocznie procedurę, na podstawie której będzie od nas czegoś wymagać np. będzie chciała zastosować sankcję, chociaż nie wiem, jakiego rodzaju miałyby być to sankcje. Komisja znowu stawia się w roli super rządu, to tak jakby premier wydawał wojewodom czy urzędom wojewódzkim polecenia i chciał karać za ich nierealizowanie.

Komisja Europejska może odebrać fundusze unijne państwom, które nie zgodzą się na relokację imigrantów?

Fundusze nie są z niczym związane, ani uwarunkowane żadnymi czynnikami zewnętrznymi.

Minister Witold Waszczykowski zapowiedział, że nie zgodzimy się na szantażowanie. W podobnym tonie wypowiedział się szef węgierskiego MSZ, który powiedział, że nie ulegniemy szantażowi Komisji. Czy w sprawie obrony przed ewentualnymi działaniami Komisji Europejskiej możemy liczyć na solidarność Węgier i Czech?

Polityka jest dziedziną, w której sojusze są potrzebne. Bez nich funkcjonowanie w polityce jest trudniejsze. Zawsze się liczy na lojalność sojuszników, ale należy pamiętać, że ma ona swoje granice. Każde państwo ma przecież swoje interesy. Kwestia relokacji wobec Polski, Czech i Węgier będzie rozgrywana metodą kija i marchewki. Jednemu państwa da się więcej marchewki, drugiemu więcej kijów. Dobrze byłoby, żeby trzymać się wspólnie, bo sprawa jest ważna. Komisja i rządy krajów Europy zachodniej chcą nas zmusić, abyśmy poszli ich drogą i zwiększyli ilość muzułmanów. Nie chcemy się na to słusznie zgodzić, bo eksperyment z mniejszością muzułmańską jest nieudany.

Kiedy obserwuję to, co się dzieje na zachodzie Europy, mam wrażenie poczucia nierzeczywistości i absurdu, w jakim się tam żyje. Rano jechałem do Parlamentu Europejskiego w Strasburgu, trudno obecnie dotrzeć tam autem, utrudnienia związane z zagrożeniem bezpieczeństwa są coraz większe – wojsko na ulicach, kontrole samochodów, bramki i punkty bezpieczeństwa na trasie. Z jednej strony wszystko jest coraz bardziej strzeżone, stosowane są coraz mocniejsze środki bezpieczeństwa i jest coraz większe poczucie niebezpieczeństwa. A z drugiej strony rozbrzmiewa retoryka – wszystko jest w porządku, musimy przyjmować uchodźców, bo ich przyjmowanie nie ma nic wspólnego z zagrożeniem naszego bezpieczeństwa. Słyszymy, że nic się nie dzieje, islam jest religią pokoju, musimy pomagać uchodźcom, dzielić się z nimi tym, co mamy. Tylko, że to nie ma Ale zanim zaczęła się sprawa z  imigrantami, do budynku parlamentu można było wjechać bez problemów i licznych kontroli bezpieczeństwa. Panowie dbający o bezpieczeństwo w budynku, mówili dzień dobry i przepuszczali nas bez problemu. A teraz parlament wygląda jak oblężona twierdza.

Not. TP

Podziel się swoją opinią

Zapisz się do newslettera

Dołącz do naszej społeczności, aby być jednym z pierwszych informowanych o moich inicjatywach, projektach i działaniach w Parlamencie Europejskim - zapisz się teraz do newslettera!