Byłby to pozytywny przekaz. Prof. Krasnodębski jest znanym naukowcem, pracowitym europosłem, który cieszy się powszechnym szacunkiem
— mówi portalowi wPolityce.pl prof. Ryszard Legutko, europoseł PiS.
wPolityce.pl: To jak to jest w tej Unii? Ryszard Czarnecki stracił stanowisko wiceszefa PE za słowa o Róży Thun, natomiast znany z kontrowersyjnych opinii Guy Verhofstadt może spać spokojnie.
prof. Ryszard Legutko (PiS): Zasada podwójnych standardów to jedyna zasada konsekwentnie stosowana w PE. Sprawa Ryszarda Czarneckiego jak w pigułce pokazuje zjawisko, z jakim mamy do czynienia w instytucjach UE. Jest określona grupa, która rozdaje karty od wielu lat, ustala reguły, dobrowolnie je zmienia i interpretuje. Proszę sobie wyobrazić jakiś kraj, w którym ta sama koalicja rządzi od wielu, wielu kadencji. W takich warunkach zawsze pojawiają się ciągoty do łamania reguł. Oczywiście wszystkim negatywnym zjawiskom w UE towarzyszy specyficzny świętoszkowaty język. Słyszymy o wartościach europejskich, wolności, o PE jako najbardziej demokratycznym parlamencie świata, itd. Decydenci wcielają się w rolę sędziów i cenzorów. Przecież nie jest tajemnicą, że w Parlamencie Europejskim istnieje cenzura.
Ludzie deklarujący się jako obrońcy wolności sami na nią czyhają?
Powiedziałbym, że w dzisiejszym świecie wolność jest wartością zagrożoną systemowo. Niestety to zjawisko dotyczy całej cywilizacji zachodniej, a Polska jest chlubnym wyjątkiem. U nas jest wolność słowa i mam nadzieję, że tak zostanie, chociaż rozmaite środowiska rzucają hasła w stylu: „język seksistowski”, „język homofobiczny”, „mowa nienawiści”, itd.
Róża Thun apeluje z kolei: „Posłowie PiS, zamilknijcie!”. Jak odbiera pan jej wezwanie?
Jakoś szczególnie nie śledzę tego, co mówi Róża Thun, bo zwykle jest to pozbawione sensu. Jej wypowiedź jest bardzo agresywna. W przypadku Ryszarda Czarneckiego urządzono pokazówkę, a Róża Thun przedstawiała się jako niewinna ofiara, która jest uciśniona przez wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Język, jakiego używa p. Thun obniża poziom nawet nie debaty publicznej, co zwykłej wymiany zdań. Użyte przez nią sformułowania rażą mnie również pod kątem estetycznym. To zwykłe szkodnictwo. Nie można robić takich rzeczy. Poza tym, nie oszukujmy się – trudno uwierzyć, że jacyś deputowani PE natrafili na wypowiedź Ryszarda Czarneckiego, oburzyli się i podjęli taką inicjatywę. Najprawdopodobniej ktoś podrzucił im ten temat.
Kogo ma pan na myśli?
Kogoś z europosłów opozycji, konkretnie – z Platformy Obywatelskiej. Myślę, że taki był właśnie scenariusz. Podrzucili wątek i zaapelowali: zróbcie coś. Inaczej sobie tego nie wyobrażam. Cała awantura musiała być efektem donosu. Ta sytuacja doskonale pokazuje demoralizację polskiej opozycji, która robi, co się da, żeby atakować polski rząd. Nie spocznie, dopóki wszystkie działa nie zostaną zwrócone w tym kierunku. To zachowanie obrzydliwe.
Czy w tej sytuacji jest możliwa skuteczna walka na forum unijnym, choćby o prawdę historyczną?
Oczywiście – jest możliwa, ale na każdym kroku wychodzą wieloletnie zaniedbania na tym obszarze. W świat poszedł przekaz, że Polacy są współsprawcami Holocaustu i niestety taki fałszywy obraz pokutuje w głowach przedstawicieli społeczeństw zachodnich. Określenie „niemiecki” zostało praktycznie wyparte, bo stale używa się słowa „nazistowski”. W dodatku coraz częściej mówi się o rzekomej współodpowiedzialności Polaków i właśnie w tej atmosferze powstało przyzwolenie na używanie określenia „polski obóz śmierci”. Przez lata skargi polskich dyplomatów były lekceważone przez zagraniczne redakcje. Listy ze sprostowaniami nie ukazywały się na łamach dzienników, które serwowały takie kłamliwe określenia. Reakcja zachodnich polityków na upominanie się o prawdę pokazuje, jak trudne zadanie czekaj rządzących.
Z Brukseli płyną jednak również pozytywne sygnały. W kuluarach mówi się o objęciu funkcji wiceprzewodniczącego PE przez prof. Zdzisława Krasnodębskiego. Na ile jest to realny wariant?
Na razie to bardzo wczesna faza, przecież dopiero co odwołany został Ryszard Czarnecki. Tym niemniej mam nadzieję, że kandydatura prof. Zdzisława Krasnodębskiego zyska należną aprobatę. Myślę, że nie powinno być z tym specjalnych problemów. Pytanie, czy frakcje, które deklarowały poparcie kandydata PiS wywiążą się z tego.
Czy ryzyko, że jednak nie spełnią obietnicy jest duże?
Musimy pamiętać, że wybory są tajne, więc nagle może pojawić się sygnał, żeby nie głosować. Może też pojawić się inny kandydat – jakiś zielony czy liberał z dziką kartą. Tu widziałbym ewentualny problem.
Skąd ten pesymizm?
Niestety mam ograniczone zaufanie do szefów dużych grup politycznych, chociaż złożyli jasną deklarację ws. kandydatury na wiceprzewodniczącego PE na konferencji prasowej w mojej obecności. Zobaczymy.
Jakim sygnałem byłby ewentualny wybór na wiceprzewodniczącego PE prof. Krasnodębskiego? W końcu to polityk kojarzony z konserwatywną prawicą.
Z pewnością byłby to pozytywny przekaz. Prof. Krasnodębski jest znanym naukowcem, pracowitym europosłem, który cieszy się powszechnym szacunkiem. Nikt nie może powiedzieć o nim nic złego, również przeciwnicy nie mogą mu niczego zarzucić. To absolutny dżentelmen. Cóż dodać więcej…
Rozmawiał Aleksander Majewski
Zapisz się do newslettera
Dołącz do naszej społeczności, aby być jednym z pierwszych informowanych o moich inicjatywach, projektach i działaniach w Parlamencie Europejskim - zapisz się teraz do newslettera!