Irytujące ze strony niemieckiej jest to ich poczucie wyższości. Kolega z naszej grupy i przyjaciel Polski Hans Olaf Henkel powiedział kiedyś, że problem z jego krajem i z jego narodem jest taki, że poczuli się, iż są „moralnym imperium”. I to ich pouczanie i krytykowanie staje się coraz bardziej nieznośne
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Ryszard Legutko, europoseł PiS.
wPolityce.pl: Według raportu praworządności Fundacji Bertelsmanna Polska spadła o 29 miejsc w rankingu demokracji. Jak Pan go przyjmuje?
Prof. Ryszard Legutko: To nie jest nic zaskakującego. To znaczy jest to powielanie tego samego obrazu i tych samych opowieści, jakie są o Polsce, a które nie mają żadnego uzasadnienia. Bo cóż takiego w Polsce się dzieje? Polska jest krajem znacznie bardziej zróżnicowanym niż jakikolwiek inny kraj w Europie, a zwłaszcza w Europie Zachodniej. I z pewnością bardziej niż Niemcy, które stały się krajem bardziej nieprzyjemnym dla swobody wypowiedzi i dla zróżnicowania politycznego. Wszystkie te opowieści biorą się stąd, że to nie ci ludzie żądzą w Polsce, którzy rzekomo powinni, nie ta partia, nie ten światopogląd. I wszystko, co się kojarzy z konserwatyzmem jest podejrzane. Wobec tego jeżeli partia głównego nurtu, jak PO, przejmuje wszystkie instytucje i obsadza je swoimi ludźmi to jest dobrze, bo to triumf demokracji. Natomiast jeżeli jest zmiana władzy i jakąś drobną część tych instytucji obejmują ludzie identyfikowani jako przedstawiciele nurtu konserwatywnego, to wtedy już jest zagrożenie.
Ale ten raport może być wykorzystywany przez media zagraniczne do walki z Polską?
Oczywiście. To jest tak, że w Niemczech jest właściwie tylko jeden głos i te komentarze na temat Polski są szalenie nieprzyjemne. To są komentarze polityków, ale też mediów i różnych instytucji. One są w tonie niesłychanie pouczającym: „Patrzcie jak jest niedobrze, musicie się poprawić”. Tu się nic nie zmienia. To jest jeden głos od CDU po socjalistów, liberałów i różne instytucje i fundacje.
A propos fundacji. Niemiecka Fundacja Mediów nagrodziła ostatnio za paszkwil o ministrze Macierewiczu Tomasza Piątka. To także celowy policzek, wymierzony w Polskę?
Tak. Różne są te policzki, np. ostentacyjne zapraszanie Kozlovskiej do Bundestagu i PE. Nagroda dla autora książki może być bliska im sercu politycznie, natomiast nie spełnia nawet minimalnych kryteriów rzetelności. Każda rzecz jest dobra, żeby tylko walczyć z rządem polskim.
Przykłada Pan wagę do wspomnianego raportu praworządności?
Nie, to jest kropla w tej Niagarze aroganckiej furii wobec Polski i Polaków. Tym bardziej irytujące ze strony niemieckiej jest to ich poczucie wyższości. Kolega z naszej grupy i przyjaciel Polski Hans Olaf Henkel powiedział kiedyś, że problem z jego krajem i z jego narodem jest taki, że poczuli się, iż są „moralnym imperium”. I to ich pouczanie i krytykowanie staje się coraz bardziej nieznośne. Zamiast mieć poczucie dyskomfortu i niższości w związku z mało chwalebną przeszłością, to oni w sposób niezwykle perfidny przekuli to na poczucie wyższości. „Byliśmy tacy niedobrzy, ale się z tego wyzwoliliśmy i już teraz jesteśmy bardzo dobrzy. To wy też rozliczcie się z tym Holocaustem, z II wojną, z faszyzmem, nacjonalizmem, a my będziemy wam mówić, jak to należy robić”.
Wspomniał Pan Kozlovską. Służba Bezpieczeństwu Ukrainy prowadzi w stosunku do niej dochodzenie. Czy strona polska powinna wykorzystać ten fakt na arenie międzynarodowej?
Na pewno jest tak, że ta sprawa ukraińska Kozłovskiej nie pomoże, ale uważam, że nie powinniśmy się raczej w to angażować. Nie wiem wiele na temat służb ukraińskich i nie mam do nich specjalnego zaufania, ale mam je w stosunku do polskich służb. To znaczy, że jeśli podjęły one konkretną decyzję w jej sprawie, to powinniśmy tę sprawę stawiać dość twardo.
Timmermans ogłosił, że będzie ubiegał się o fotel szefa KE. Ma szanse go zdobyć?
Wydaje mi się, że nie, ale tego na razie nie wiadomo, bo te targi polityczne jakie się niedługo rozpoczną, będą dość skomplikowane. Widać było, że on chce przedłużyć sobie życie polityczne, bo powinien być już na aucie na końcu tej kadencji, gdyż jego partia nie ma żadnego wpływu. Walczył więc z Polską i Węgrami, żeby się utrzymać na powierzchni i jakoś tam się utrzymał. Na razie mamy za mało danych do gry, jaka tu się będzie toczyć. Zobaczymy, jak to się wszystko ułoży po wyborach. Gdyby został wybrany,to będzie to kontynuacja tej linii Junckera, która doprowadziła do największego kryzysu w historii, nie tylko UE, ale też integracji europejskiej. I pewnie będą nas wtedy czekały kolejne kłopoty i konflikty wewnątrz UE. Potrzebny jest ktoś, kto będzie kompletną antytezą Timmermansa. W politycznych targach nie zawsze jednak wygrywa ten, który jest dobry.
Rozmawiał Piotr Czartoryski- Sziler