Dzisiejsza Unia Europejska jest tworem, w którym już bardzo wyraźnie widać podział na państwa silne i te słabsze. To widać właśnie w sytuacjach kryzysowych jak dzisiejsza
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Ryszard Legutko, eurodeputowany PiS.
wPolityce.pl: Czy dobrze się pan czuje w tej Europie, w której ciągle słychać połajanki pod naszym adresem, to moralizatorstwo w sprawie imigrantów?
Prof. Ryszard Legutko: Niezbyt dobrze to odbieram, choć przyznam, że nie jestem tym zaskoczony. Dzisiejsza Unia Europejska jest tworem, w którym już bardzo wyraźnie widać podział na państwa silne i te słabsze. To widać właśnie w sytuacjach kryzysowych jak dzisiejsza, gdy UE za wszelką cenę poszukuje kozła ofiarnego. No i my takim kozłem dla niej jesteśmy. Gdy chodziło o politykę wobec Libii czy wobec Syrii, to nikt nas o zdanie nie pytała, a gdy tamta polityka przyniosła wiadome skutki, to nagle pojawiały się nawoływania o solidarność, o konieczność wzięcia na siebie obowiązków.
Czy te poszukiwania kozłów ofiarnych wśród krajów naszego regionu może służyć rządom krajów zachodnich do przykrywania wobec opinii publicznej faktu własnej nieudolności?
Tak, to też. W dużych i silnych społeczeństwach rozpowszechnione jest poczucie wyższości. To skądinąd bardzo ludzki odruch, że z poczuciem wyższości poszukuje się „sprawców problemów” wśród innych, słabszych, a nie u siebie i we własnych działaniach. Te poszukiwania dobrze widać w prasie zachodniej, to widać w wypowiedziach polityków, który mówią, że „oni tak się starają, tyle robią, ci ze Wschodu nie tylko nic nie robią, ale jeszcze przeszkadzają.”
Dlaczego zachodni Europejczycy, a także „rodzimego chowu” liberałowie i lewacy nie widzą, że wschodni i środkowi Europejczycy uczą się na błędach Zachodu, które popełnił on wobec imigracji islamskiej? Nie chcemy iść tą drogą, która prowadzi do wysadzania autobusów i rozstrzeliwania redakcji gazet.
Nie wiem. Może też tak być, że wielu rozumie nasz punkt widzenia, ale…
Nie może się przebić?
Tak, i wytworzył się już pewien język poprawności politycznej, zgodnie z którym w sprawach imigracji islamskiej nie można stawiać ważnych pytań. Jeśli ktoś je stawia, to od razu jest to używana jako pałka do okładania po głowie przeciwników. Niby kanclerz Angela Merkel jakiś czas temu wyraziła pogląd, że ideologia multikulti nie sprawdziła się, i że kultura niemiecka, czy szerzej – europejska, powinna być dominująca. No i dziś widzimy, że w obecnej sytuacji nie wyciąga żadnych wniosków ze swoich własnych słów.
My Europejczycy kwestię imigracji obudowaliśmy takimi warstwami różnych tabu, że nie możemy się przez nie teraz przebić. Politycy stali się de facto więźniami systemu zniewolenia, który sami stworzyli.
Zniewolenia ideologicznego?
Tak, zniewolenia ideologicznego. I ktokolwiek próbuje coś tu nowego wprowadzić do dyskusji, to natychmiast dostaje polityczny łomot. Ot np. ile wzburzenia powoduje prosta rzecz, że powinniśmy przyjmować w pierwszym rzędzie chrześcijan, którzy są przecież najbardziej zagrożoną grupą. Od razu pojawiają się oskarżenia o rasizm, czy nietolerancję religijną.
Lewica ma pod ręką cały zestaw określeń, którymi szantażuje inaczej myślących.
Owszem, pojawiają się tezy o „selekcji”, „dzieleniu na słabszych i silniejszych”, „lepszych i gorszych”, padają oskarżenia o rasizm, o budowanie „rampy kolejowej do selekcji”.
A tymczasem prawda jest taka, że to nie u nas jest najwięcej ataków na cudzoziemców, ale właśnie na Zachodzie Europy. Ale tam wytwarza się atmosferę krytyki naszego regionu, naszego kraju.
Rozmawiał Sławomir Sieradzki
Zapisz się do newslettera
Dołącz do naszej społeczności, aby być jednym z pierwszych informowanych o moich inicjatywach, projektach i działaniach w Parlamencie Europejskim - zapisz się teraz do newslettera!