Trzeba dać nauczycielom poczucie bezpieczeństwa i osłonę instytucjonalną, żeby nie bali się wychowywać
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Ryszard Legutko, były minister edukacji.**
wPolityce: Jak się panu podobały życzenia minister Joanny Kluzik-Rostkowskiej? W sytuacji, gdy pod jej ministerstwem zbierały się tysiące zdesperowanych nauczycieli?
Prof. Ryszard Legutko: Gdyby to była jednorazowa niezręczność, nie byłoby sprawy. Natomiast my mamy to nieszczęście, że od ośmiu lat jakieś dziwne osoby zajmują stanowisko ministra edukacji. Co jedna pani, to gorsza. Kiedy przyszła Katarzyna Hall, wydawało się, że gorsza już być nie może. Kiedy przyszła Szumilas wydawało się, że osiągnęliśmy dno. Niestety doszła pani Kluzik -Rostkowska, która „doprawiła” tę polską edukację.
Ostatnio głośnym sukcesem pani minister było przywrócenie do szkolnych sklepików drożdżówek, które wcześniej rząd – z tych szkół usunął…
Do historii przejdą te jej „trudne negocjacje”. To jakaś karykatura. Sytuacja w polskiej edukacji jest naprawdę zła. Nauczyciele czują się odtrąceni, poziom nauczania spada, a pani minister wygłupia się z drożdżówkami.
Wśród postulatów uczestników dzisiejszej manifestacji, oprócz tych dotyczących podwyżek płac pojawiły się też też protesty przeciw likwidacji szkół. Związkowcy podkreślają, że część placówek polikwidowano, a teraz klasy są przepełnione.
To było nieracjonalne. Z jednej strony klasy są przepełnione, z drugiej likwiduje się szkoły, bo ponoć nie ma młodzieży. Nie ma jednego klarownego planu, co z tym zrobić. Wiadomo, że jakość edukacji zależy od wielu czynników ale m.in. też od ilościowej konstrukcji klas. Jeśli klasy są zbyt liczne – nawet najlepsi nauczyciele nie dadzą sobie rady. Musi istnieć jakiś racjonalny scenariusz, który pozwoli myśleć racjonalnie o polskiej szkole. A tego scenariusza najwyraźniej nie ma. Są tylko jakieś wyskoki pani minister.
Rządy PO zapamiętamy chyba głównie z reformy dotyczącej przymusowego wysyłanie do szkół sześciolatków.
Sześciolatki to była sprawa polityczna, ponieważ ten ruch rodziców na rzecz sześciolatków został potraktowany przez PO jako ruch antyplatformerski i propisowski. I dlatego oni go świadomie utrącili. Potraktowano tę akcję niezwykle brutalnie – niczym walkę z opozycją. I tu pani minister stanęła po stronie swoich partyjnych kolegów…
Inny głośny ruch Ministerstwa Edukacji to wprowadzenie darmowego podręcznika. Tu też coś chyba zaszwankowało…
To było typowe hucpiarstwo. Ogłoszono to w ostatniej chwili przed wakacjami. Podczas gdy wiadomo, że tworzenie takiego podręcznika trwa co najmniej rok, jeśli nie dłużej. Bo tu nie chodzi tylko o uzgodnienie treści, ale też zrecenzowanie, wyłapanie błędów. Taki podręcznik tworzy się na lata. Tymczasem głównym pomysłem ministerstwa było to, że on będzie za darmo. Ale było to robione na chybcika. A edukacja nie znosi tego typu chodzenia na skróty. I nawet jeśli cześć rodziców będzie zadowolona, że ten podręcznik jest za darmo, to już niekoniecznie musi być zadowolona z tego, co na jego podstawie dzieci mają w głowie.
A jak pan ocenia poziom kształcenia polskich dzieci w ostatnich latach?
Poziom edukacji to jest chyba ostania rzecz, która interesuje resort edukacji. A może nawet takiej pozycji nie ma na liście. Nie interesował Hall, Szumilas, nie interesuje też Kluzik – Rostkowskiej. Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, ze poziom edukacji spada. To widać na uczelniach, wśród młodzieży, która pojawia się na studiach. Bezmiar ignorancji jest niewyobrażalny. To jest nie tylko ignorancja, jeśli chodzi o wiedzę, że student może nie wiedzieć, czy najpierw było Średniowiecze czy Oświecenie, czy odwrotnie ( to przypadek z mojego własnego doświadczenia). Ale to także nieumiejętność pisania, czy rozumienia tekstu nieco bardziej skomplikowanego niż gazetowy. Do tego dochodzi nieznajomość historii i literatury, słaba znajomość matematyki, której poziom nauczania jest bardzo niski…
Ale czy te wszystkie mankamenty, o których pan mówi, są efektem złego zarządzania, testowego sposobu sprawdzania wiedzy, czy może szerszych procesów cywilizacyjnych – wynikających ze zmian technologicznych, które zmieniają percepcję uczniów nie tylko w Polsce?
Oczywiście wszystkie kraje mają ten problem. Ale rzecz w tym, że ten poziom ostatnio bardzo się u nas obniżył. Jeszcze niedawno umiejętność pisania była u nas znacznie lepsza. Spadła po tych wszystkich zabiegach jak wprowadzanie testów i obniżanie kryteriów egzaminacyjnych. Paradoks polega na tym, że kolejni szefowie resortów uważali, że w ten sposób poprawią się statystyki. Że okaże się, że jak obniżymy kryteria to będziemy mieli ileś procent więcej piątkowiczów i szóstkowiczów.
Ale to działa w drugą stronę. Obniżony poziom niemal natychmiast okazuje się za wysoki, bo to obniża motywację, sposób egzekwowania wiedzy, zdobywanie umiejętności. To jest ciężki grzech szefów resortów. Bo oni zaczynali z poziomu, który był całkiem przyzwoity. Można był pójść w górę, a wszystko runęło w dół…
Ile czasu może zająć powrót do punktu wyjścia, o którym pan mówi?
Z pewnością nie jest to proces szybki. Jest kosztowny i trudny. Trzeba mieć na to akceptację społeczną. Trzeba przekonać ludzi, że warto, że edukacja to nie jest papier, jaki dziecko dostaje ale to, co zostaje w jego głowie i co potrafi.
Co jest najpilniejszą zmianą, którą należałoby przeprowadzić w pierwszej kolejności? Likwidacja gimnazjów?
Na pewno system 6+3+3 nie może przetrwać, bo się nie sprawdził. On jest zły sam w sobie. Ten drugi etap jest znacznie dłuższy. Druga rzecz to jest rozwój szkolnictwa zawodowego. Jest absurdalne, żeby tak wielka liczba młodych ludzi szła do szkół ogólnokształcących. Po trzecie zmiana kryteriów egzaminacyjnych, czyli tych wszystkich testów. Do tego dochodzi powrót do wychowania, bo dziś szkoła praktycznie nie wychowuje. A to dlatego, że nauczyciele boją się wychowywać, żeby nie być zaatakowani przez uczniów, media, Gazetę Wyborczą, prawników etc. Niestety. Takie czasy, że wychowanie, które powinno być sprawą oczywistą – stało się kontrowersyjne. Trzeba dać nauczycielom poczucie bezpieczeństwa i osłonę instytucjonalną, żeby nie bali się wychowywać.
Rozmawiała Anna Sarzyńska