Nie wiem dlaczego Niemcy idą w zaparte. Wczoraj było widać, że pani kanclerz z jednej strony broniła tej swojej decyzji twierdząc, że to było słuszne i nieuniknione, a z drugiej mówiła w swojej końcowej wypowiedzi, że „jeżeli popełniliśmy błędy, to nauczyliśmy się z nich wyciągać wnioski”. Więc w polityce niemieckiej jest pewnego rodzaju wewnętrzne rozdarcie
—mówi w rozmowie z portalem prof. Ryszard Legutko, europoseł PiS.
wPolityce.pl: Sprawa migracji jest w UE postawiona na ostrzu noża? Juncker powiedział, że nawet jeśli 1 czy 2 kraje nie przystąpią do paktu ONZ, to osłabi to pozycję UE. Wiemy jednak, że coraz więcej krajów nie zamierza go podpisywać w Marrakeszu, m.in. Bułgaria.
Prof. Ryszard Legutko: Tak, będzie tych odstępstw od paktu jeszcze trochę. Zawsze podnoszony jest ten sam argument, że „my tutaj razem musimy iść wspólnie i trzeba się wspierać”. Tylko, że to wszystko robione jest po fakcie, co jest hipokryzją. Bo z nami nikt wcześniej nie konsultował spraw migracyjnych, kwestii otwarcia granic, itd. Wtedy nie padał ten argument, że jest to osłabianie jedności europejskiej, gdy wprowadzano jednostronną decyzję o otwarciu granic, czy podejmowano próbę narzucenia głupiego systemu przymusowej relokacji.
Ale tu można mówić o celowej manipulacji? Treść porozumienia ws. migracji zawiera bowiem de facto próbę przekształcenia nielegalnej migracji w legalną. Czemu akurat Niemcy idą w zaparte twierdząc, ze jest inaczej?
Nie wiem dlaczego Niemcy idą w zaparte. Wczoraj było widać, że pani kanclerz z jednej strony broniła tej swojej decyzji twierdząc, że to było słuszne i nieuniknione, a z drugiej mówiła w swojej końcowej wypowiedzi, że „jeżeli popełniliśmy błędy, to nauczyliśmy się z nich wyciągać wnioski”. Więc w polityce niemieckiej jest pewnego rodzaju wewnętrzne rozdarcie, bo przyznanie się do tego, że to był katastrofalny błąd dyskwalifikuje Niemcy jako kraj przywódczy, który ma możliwość podejmowania samodzielnych decyzji w imieniu wspólnoty europejskiej.
Merkel zaapelowała jednak wczoraj o jedność, solidarność w związku m.in. z migracją. Pan celnie wykazywał w PE, że jednak własne interesy rządu niemieckiego biorą tutaj górę. Merkel stawia je przed interesami wspólnoty?
Tak, tak było zawsze. Pani kanclerz w swojej odpowiedzi odniosła się także do kwestii Nord Stream2, mówiąc „przecież my też mamy własne interesy, odchodzimy od węgla, musimy o nie dbać”. Ale prawda jest taka, że właściwie zawsze interesy niemieckie będą bezpieczne w UE. Natomiast im kraj jest słabszy i bardziej położony na wschód, tym bardziej jego interesy stoją w sprzeczności i mogą być zagrożone przez politykę wspólnotową. Wówczas mówi się nam: „Ale przecież to jest polityka wspólnotowa, musicie się dostosować. Na tym to polega, że skoro jesteśmy razem, to każdy coś oddaje swojego”. Ale w stosunku do tych dużych graczy tego się nie mówi, że oni muszą dostosować się np. do tego, że polska energetyka, czy w ogóle polska gospodarka jest oparta na węglu i jeszcze długo będzie. I narzucanie absurdalnych restrykcji jest szkodliwe dla Polski.
Czy to nie jest pokrętna logika? Z jednej strony Merkel tłumacząc rzekomo wagę Nord Stream 2 mówi, że odchodząc od węgla będą potrzebowali więcej gazu w okresie przejściowym. Z drugiej strony obserwujemy, jak wspólnie z Macronem spotyka się z Putinem i Erdoganem, ubijając zapewne własne interesy.
Oczywiście. Niemcy są krajem zbyt dużym i ważnym oraz mającym bardzo wysoką samoocenę, żeby nie ulec pokusie prowadzenia polityki nie tylko samodzielnej, ale także wykraczającej poza ograniczenia wynikające z UE. Nie jest to mocarstwo globalne, ale jednak kraj któremu jest trochę ciasno w UE. Niemcy używają więc Unię do realizacji własnych interesów. Juncker nie jest poważnym partnerem dla Putina, Erdogana, Trumpa czy premier Wielkiej Brytanii. Takim partnerem jest kanclerz Niemiec i Niemcy są tego świadomi, że ich rola wykracza znacznie poza wyjątkową rolę w UE.
Jakiej Unii faktycznie chce Merkel? Wykazywał Pan, że jej wizja nie ma nic wspólnego z wizją chrześcijańsko- demokratyczną, a w strukturach unijnych rośnie w siłę lewica.
To nie jest żadna wizja, bo powiedziała jedynie o migracji i wspólnej armii, co też jest kwestią, która wywoła sporo zamieszania. Nigdy nie będzie tak, że powstanie jakaś armia europejska, która będzie rzeczywiście siłą liczącą się. Z armią europejską jest jak z euro. Jego sens nie był wcale ekonomiczny, czy finansowy, tylko polityczny. W jej ogólnych deklaracjach nic konkretnego nie padło. Przyznam, że byłem rozczarowany, bo było to dosyć bełkotliwe mówienie o tolerancji i solidarności. Nie wiem, co znaczy tolerancja w stosunkach międzynarodowych. Jest straszliwy atak na Polskę, kompletnie nieuzasadniony, przy łamaniu zasad traktatowych. Mamy różne ekscesy PE, próby stworzenia jakiegoś mechanizmu, zupełnie nietraktatowego do ściągania i nękania państw niepokornych. Słowo tolerancja więc w ogóle tu nie pasuje. Poza tym oczywiście UE jest bardzo przesunięta na lewo i to CDU najwidoczniej zaakceptowała. Pani kanclerz jest politykiem bardzo sprawnym jeśli chodzi o mechanizmy władzy, natomiast nie jest to polityk, który wnosi pewną nową jakość, wynikającą z tradycji europejskiej, chrześcijańskiej demokracji, która ten proces integracji europejskiej zainicjowała.
Rozmawiał Piotr Czartoryski- Sziler