Unia i rządy niektórych państw nadal trwają zdecydowanie na stanowisku proimigracyjnym, ale społeczeństwa od tego odchodzą. To napędza elektorat takiej partii jak Front Narodowy.
— mówi europoseł Prawa i Sprawiedliwości, prof. Ryszard Legutko.
wPolityce.pl: Czy sukces Frontu Narodowego w pierwszej turze wyborów regionalnych we Francji ma znaczenie dla Polski?
prof. Ryszard Legutko, europarlamentarzysta PiS: Będzie miało skutki dla sytuacji w Europie, a co za tym idzie też dla Polski. Front Narodowy jest partią znienawidzoną w Unii Europejskiej. Pamiętajmy, że do wyborów prezydenckich we Francji pozostało jeszcze trochę czasu, ale ta sytuacja wzmacnia pozycję Marie Le Pen (szefowa FN – przyp. red.), która będzie się o urząd prezydenta starać. To zmienia trochę sytuację we Francji i osłabia pozycję prounijnych socjalistów i konserwatystów. Tym samym prowadzi do rozchwiania w obrębie Unii. Z Frontem Narodowym jest jednak problem, bo to partia wyraźnie prorosyjska, choć we Francji wszystkie partie takie są. Dlatego ten wynik FN wywołuje mieszane uczucia. Być może wpłynie to na rewizję unijnej ortodoksji, która staje się coraz bardziej arogancka i nieznośna, a poniekąd to ona wpływa na pozycję Frontu Narodowego. Z drugiej jednak strony Front Narodowy to nie jest żaden sojusznik, który przybliżałby nas do wzmacniania systemu bezpieczeństwa w Europie wobec Rosji.
Mówi pan profesor, że we Francji wszystkie partie są prorosyjskie. Po zachowaniu Hollande’a i wcześniej Sarkozy’ego widać sympatię do Rosji. Można zaryzykować stwierdzenie, że nie widzą konfliktu interesu narodowego Francji z interesem Rosji. Ale czy to właśnie nie Marine Le Pen jest najbardziej prorosyjskim politykiem we Francji?
Wszystkie grupy antyunijne są bardzo prorosyjskie. Łączy się to z tzw. polityką izolacjonistyczną. Le Pen mówi o potrzebie odbudowy wielkości Francji, to oznacza uniezależnienie od struktur unijnych. A jak można to zrobić? Właśnie poprzez zbliżenie z Rosją, która będzie instrumentem przeciwstawienia się Unii. Pamiętajmy, że takie stanowisko wobec Rosji nie jest specjalnie kontrowersyjne we Francji i na tym właśnie korzysta Le Pen.
O Froncie Narodowym Polacy wiedzą niewiele. Co najwyżej kojarzą go z pojęciem „skrajnej prawicy”…
To partia, która jako pierwsza mocno postawiła w debacie publicznej problem imigracji, czym naraziła się na ostrą krytykę. A taki – niepoprawny politycznie – pogląd na tę sprawę jest coraz bardziej rozpowszechniony w Europie. I tu zachodzi mechanizm, o którym mówiłem. Unia i rządy niektórych państw nadal trwają zdecydowanie na stanowisku proimigracyjnym, ale społeczeństwa od tego odchodzą. To napędza elektorat takiej partii jak Front Narodowy.
Czy możemy mówić o stałej tendencji tego typu w Europie? Chociażby w Hiszpanii to skrajnie lewacka partia Podemos osiąga coraz lepsze wyniki.
Istnieją jednak takie partie jak UKiP, negatywnie nastawiony do wszelkich imigrantów. Czy to się jednak przełoży na struktury polityczne i sytuacje partii politycznych, to jest sprawa dłuższej perspektywy. Niewątpliwie jest tak, że społeczeństwa stają się coraz bardziej krytycznie nastawione wobec tej bezrefleksyjnej polityce imigracyjnej. Dlatego niektóre rządy muszą zmieniać retorykę. Kłopoty w jakie popadła pani kanclerz Merkel są tego najlepszym przykładem.
Od dłuższego czasu Węgry, a od niedawna też Polska, to „chłopcy do bicia” dla Europy. Czy sukces Frontu Narodowego może spowodować, że oczy unijnych urzędników zwrócą się na Francję, a nie na nas?
Front Narodowy jest od zawsze „chłopcem do bicia” Europy. Polska i Węgry to państwa tzw. nowej Europy. Państwa, które były grzeczne. Szczególnie grzeczna była Polska, której trzeba było dać parę klapsów i przywołać do porządku. Parlament Europejski i Komisja Europejska brutalnie sobie poczynają z mniejszymi i słabszymi krajami. Póki co tymi głównymi „chłopcami do bicia” będą Węgry i Polska. W przypadku Polski nie ma na razie powodu, bo Polska nie jest tak jak Wiktor Orban w konflikcie z Komisją Europejską. Unia nie lubi niepokornych. Platforma Obywatelska łamała wszelkie standardy przez 8 lat, podobnie jak socjaliści na Węgrzech. Jeśli jednak takiemu zachowaniu towarzyszy pokora wobec polityki Komisji Europejskiej, chociażby w sprawie homoseksualistów, to wtedy w kraju można robić co się chce z opozycją. Szczególnie, gdy jest to opozycja prawicowa. Kiedy państwo wykazuje się niezależnością i może to prowadzić do kontestowania decyzji Komisji Europejskiej, to nawet najmniejsza rzecz urasta do rangi wielkiego problemu. Wtedy jest mobilizacja, pojawiają się rezolucje, debaty, ostrzeżenia. Niestety, tak ten system działa.
Rozmawiał Tomasz Karpowicz
Zapisz się do newslettera
Dołącz do naszej społeczności, aby być jednym z pierwszych informowanych o moich inicjatywach, projektach i działaniach w Parlamencie Europejskim - zapisz się teraz do newslettera!