Komentowanie półrocza rządów gabinetu Ewy Kopacz to trudne zadanie, bo trudno jest wskazać tu jakiekolwiek istotne osiągnięcia. Choć jest jeden wyjątek – niezwykle intensywne zaangażowanie się premier w kampanię wyborczą Bronisława Komorowskiego.
Współpracownicy Kopacz twierdzą, że zrealizowała ona już połowę obietnic ze swojego exposé, jednak ja nie potrafię wskazać żadnej. A przecież premier obiecała wszystko. Niewątpliwie cały gabinet Ewy Kopacz działa z tuskowego rozpędu. Widać to w sposobie wypowiadania się, kontaktowania ze społeczeństwem, traktowania opozycji.
Sama premier jest mniej elokwentna od swojego poprzednika, ale w istocie to ta sama jakość, jeśli chodzi o podejście do polityki. Próbowała dać dziennikarzom pewien ładny obrazek, który mogliby komentować, i stworzyła swój kobiecy „wunderteam”. Miał on dać nową jakość w życiu publicznym. Dziś jednak „wunderteam” praktycznie nie istnieje. I trudno, żeby było inaczej, skoro wsadzono do niego pewne kobiety tylko dlatego, że były kobietami. Liczę na to, że duch Donalda Tuska powoli zacznie opuszczać PO. A kiedy skończy się wpływ ducha Tuska, to skończy się Platforma.