Prof. Legutko o rozłamie w PiS: „nie potrafię doszukać się jakichkolwiek innych przyczyn i motywacji, niż kwestie ambicjonalne”.
Polityka stała się sferą błazenady i groteski : puste awantury, Biedroń, Grodzka, historyk idei jako ekspert od prawa, Mucha od sportu. Na ile taka sytuacja degeneruje wspólnotę, czemu władzy to się opłaca?
Te błazenady, decyzje wyglądające na kpinę, demonstracyjne „wszystko nam wolno” to właśnie wynik zdegenerowania wspólnoty. Taka buta władzy jest możliwa tylko wtedy, gdy większość wyborców do żadnej wspólnoty nie należy i są zbiorem atomów, których nic poza statystyką nie łączy. Takim zbiorem najłatwiej jest rządzić siłą i strachem. Władza doskonale to rozumie.
Krytyka Polityczna – znana z zaproszenia niemieckich bojówek oraz ich broni znalezionej w jej lokalu – to środowisko zajmujące się również promowaniem idei komunistycznej. Jesteśmy skazani na takie „zmiany”?
Zgodnie z istniejącym w tej chwili w Polsce układem władzy wszystko wskazuje na to, że promocja lewactwa, zaczytanie się w Leninie i pałowanie na ulicach dowodzą umiłowania wolności, a promocja patriotyzmu to kryminogenna zadyma. Nas to oburza, ale jesteśmy niestety w mniejszości.
Po wygranej prawicowego Partido Popular w Hiszpanii Platforma przypominała, że w europarlamencie są w jednej frakcji, a PiS znajduje się na „peryferiach Europy”.
Platforma jest w największej europejskiej frakcji parlamentarnej, w której nie ma absolutnie nic do powiedzenia. W sprawach międzynarodowych decydują inni, ale Tusk się uśmiecha, mając poczucie, że tkwi w centrum.
Gdzie jest dziś to europejskie centrum?
Jego historyczny rodowód wywodzi się wprost z przemian końca lat 60. ubiegłego wieku. To lewicowa ideologia pokolenia kontestatorów ’68 r. określa wciąż to, co jest normą i co jej zagraża. Partie europejskie mniej lub bardziej nawiązujące do konserwatyzmu skazane są więc na dwa scenariusze – albo zachowują swoją ideową tożsamość, co oznacza zepchnięcie na margines, albo pójdą na kompromisy ideowe niezależnie od siły nacisku czy pokusy handlowania pryncypiami.
Jest pan europosłem. Jak Pan widzi przyszłość Europy?
W obliczu kryzysu Europa idzie ku kolejnej traktatowej zmianie swojego kształtu, być może najgłębszej, najpoważniej ingerującej w interesy poszczególnych państw. Zmiana ta wyzwoli swoistą dynamikę, której skutku nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Może ona doprowadzić do upadku Unii i powrotu do modelu wspólnoty wyłączeni gospodarczej. Na pewno zmiany odbędą się bez udziału polskiego rządu i to jest w tej chwili realne zagrożenie.
Chrześcijaństwo przeżywa dziś poważny kryzys w Europie. Tymczasem europejska cywilizacja powstała na bazie wartości chrześcijańskich. Skąd ten paradoks?
Niewątpliwie ma to związek z triumfem pokolenia roku 1968. Od tego czasu Kościół w Europie jest całkowicie osamotniony. Nie ma już żadnego wpływu na państwo, a jego wpływ na ludzi maleje. To dość powszechne prawo historii – największy hałas i krzyk wzmaga się wtedy, gdy źródło zagrożeń, wymyślonych bądź realnych wysycha.
Wracając do polskiej polityki : jaki jest plan PiS-u na kolejne 4 lata? Jaka jest Pana recepta na przekroczenie magicznego progu 30 proc.?
Patrząc na dość spójną historię wyborów politycznych w Polsce po 1989 r., łatwo można stać się pesymistą – te 30 proc. to jakaś klątwa. Czy w wyborach bierze udział jedna, czy wiele partii, to wydaje się, że na niewiele więcej mogą liczyć. Dobrze wiadomo, że konwencjonalne środki, głównie uczciwe informowanie o działalności i poglądach partii za pośrednictwem masowych mediów, nie są nam dane. Dlatego trzeba korzystać w pełni z tego, co jest, czyli działalności bezpośredniej, środowiskowej, choćby prywatnej edukacji. To praca długotrwała i żmudna. A przy okazji dodam, że nasi koalicjanci z Parlamentu Europejskiego – ODS i brytyjscy konserwatyści – są pod dużym wrażeniem tych 30 proc. i ich trwałości. Z takim poparciem w wielu krajach się rządzi i nawet dla dużych partii jest to górny pułap marzeń. ODS rządzi Czechami – oczywiście koalicyjnie – z poparciem 20 proc. Mając takie poparcie jak my, uznaliby się za wielkich triumfatorów.
Jak odbiera Pan odbiera secesję Ziobry? Na ile była intencjonalna, a na ile wymuszona działaniami prezesa?
Nie potrafię doszukać się jakichkolwiek innych przyczyn i motywacji niż kwestie ambicjonalne. Kolejna grupka z PiS-u, która uległa grzechowi pychy i zostanie za to, tak jak w poprzednich wypadkach, ukarana przez wyborców marginalizacją. Nasi wyborcy, niezależnie od zróżnicowanej oceny ostatnich wydarzeń czy zamętu w ich interpretacji, cenią jedność prawicy i mają zaufanie do Jarosława Kaczyńskiego, która od ponad dwudziestu lat trafnie diagnozuje naszą rzeczywistość. Nie było większego sukcesu polskiej prawicy niż ten, który stał się i jest udziałem Prawa i Sprawiedliwości. Oczywiście chcemy więcej, ale pamiętajmy, z jakiego punktu startowaliśmy.
Wobec tego, jak się odnaleźć w sytuacji tak silnej dominacji partii władzy?
Nie ma co ukrywać, że mamy znacznie trudniej niż zwolennicy partii władzy, nie tylko dlatego, że rządzą, ale głównie dlatego, że nie określają szczególnych celów tego rządzenia. Polacy są w większości społeczeństwem, które pragnie status quo, a my jesteśmy partią zmiany. Ten program obrony status quo ma poparcie mediów, elit i całej lumpeninteligencji. Dlatego trudno przebić się z programem zmiany.
Jakie możliwości pozostają w takiej rzeczywistości?
Po pierwsze, maksymalne rozszerzanie źródeł komunikacji ze społeczeństwem. To już się dzieje, ale wciąż zbyt mało; są przecież wydawnictwa, czasopisma, stowarzyszenia i cały ten drugi obieg. Po drugie, trzeba starać się zwalczać wszelkimi sposobami, również prawnymi, monopol polityczny w Polsce. Po trzecie, Polska się sypie, a więc może konsekwentne wskazywanie związku przyczynowo-skutkowego między tym sypaniem się a faktem sprawowania rządów przez PO dotrze do pewnej części ludzi. Na razie jest z tym trudno, lecz nie trzeba ustawać. Monopol dali PO wyborcy i tylko wyborcy mogą go odebrać.
źródło : Gazeta Polska Codziennie, wydanie z dnia 26-27 listopada 2011 r. Z Prof. Ryszardem Legutką rozmawiali Dawid Wildstein i Samuel Pereira.