Prof. Ryszard Legutko dla tygodnika „Sieci”

Obrona Polski zależy przede wszystkich od nas samych i od porozumienia z naszymi sojusznikami. Nie oglądajmy się na Unię, bo ona jest strukturą kiepską, skoncentrowaną na sobie i na swoich problemach, które zresztą sama stwarza – mówi prof. Ryszard Legutko, europarlamentarzysta PiS z Grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, w rozmowie z Edytą Hołdyńską na łamach tygodnika „Sieci”.*

Czy ma pan poczucie jedności w Unii Europejskiej co do poparcia stanowiska Polski w sprawie obrony granic?

Ryszard Legutko: Oczywiście, że nie mam takiego poczucia. Padły wprawdzie, choć z niejakim opóźnieniem, deklaracje i zapowiedź działań, ale wszystko to jest raczej skromne i nastawione przede wszystkim na unijną autopromocję. W wypowiedzi komisarza Schinasa było wiele słusznych zdań, ale głównie chodziło o to, by chwalić UE, mówić, jak jest wspaniała i jak bez niej nic się nie da zrobić, a zatem powinna mieć coraz więcej władzy. Co do Parlamentu Europejskiego, instytucji wyjątkowo szkodliwej dla Europy, to pojawiły się tam wypowiedzi skandaliczne. Dla większości europarlamentu pilniejszym zadaniem jest grillowanie Polski i obalenie jej rządu niż problem imigracji czy nawet bezpieczeństwa. Sprawa granicy nie jest tam poważnie traktowana.

Dlaczego tak się dzieje? Przecież to także problem innych krajów członkowskich Unii Europejskiej, głównie Niemiec, gdzie chcą się dostać imigranci.

Dla lewicy imigracja jest rzeczą świętą, a i dla innych partii głównego nurtu jest to problem na tyle kontrowersyjny, że wolą unikać śmielszych wypowiedzi. Polski rząd już choćby z tego powodu nie jest im na rękę, że jest prawicowy i że stawia sprawę twardo. Lewica z większą sympatią, oczywiście wyrażaną dyskretnie, traktuje Rosję i chce utrzymywać z nią dobre kontakty. To typowa unijna hipokryzja. Dobrze więc, że działania zostały podjęte, ale obrona Polski zależy przede wszystkich od nas samych i od porozumienia z naszymi sojusznikami. Nie oglądajmy się na Unię, bo ona jest strukturą kiepską, skoncentrowaną na sobie i na swoich problemach, które zresztą sama stwarza.

W związku z tym problematyczna dla UE okazała się czynna pomoc Wielkiej Brytanii, która wysłała do nas swoich wojskowych.

Premier dobrze zrobił, że kontaktował się z rządami poszczególnych krajów członkowskich. To rządy są tutaj najważniejsze. One czują większą odpowiedzialność niż komisarze unijni, a także mają większą realną moc sprawczą. Odpowiedzialność czują przede wszystkim kraje bałtyckie, które odwiedził premier. Mimo całej dramatyczności sytuacji to dobra okazja, by nasze relacje nabrały nowej i pozytywnej dynamiki.

Unia pokazała brak solidarności wobec krajów członkowskich?

UE ma inne priorytety. Dla niej najważniejsze sprawy to walka z rządami niepokornymi, takimi jak polski i węgierski, zielona gospodarka w formie możliwie najradykalniejszej, aborcja, LGBT, a także wydzieranie kolejnych kompetencji krajom członkowskim. Dla tych celów gotowa jest gwałcić traktaty, co zresztą czyni coraz częściej.

Unia Europejska w konsekwencji osłabi polski rząd?

Trzeba robić wszystko, by tego haniebnego celu nie udało się osiągnąć. Należy sobie uświadomić, że jeżeli Polska i Węgry wypadłyby ze swojego kursu i zostały pokonane, to praktycznie nie będzie już żadnego oporu wobec polityki federalizacyjnej UE. My tutaj reprezentujemy nie tylko znaczną część naszych społeczeństw, polskiego i węgierskiego, ale także w dużym stopniu reprezentujemy te środowiska i siły, które nie mają swojej reprezentacji rządowej w innych krajach, a również patrzą z niepokojem na to, co dzieje się w Unii. Nasza rola tutaj jest kluczowa. Niestety Polska ma ten problem, że jedna trzecia naszego społeczeństwa chętnie widziałaby kraj rządzony przez unijne instytucje zamiast polskiego rządu. I by to Komisja Europejska podejmowała najważniejsze decyzje rządowe, by to Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej rozstrzygał kwestie prawne, a nie Trybunał Konstytucyjny i polskie sądy. To jest współczesna forma targowicy. Wydaje się niemal niezrozumiałe, że w 30 lat po uzyskaniu niepodległości miliony Polaków już chcą z niej zrezygnować i poddać się władzy podmiotów zewnętrznych. Jeśli te zmiany, które zapisała w umowie nowa koalicja rządząca w Niemczech, a pod którymi podpisuje się wiele partii głównego nurtu, miałyby zostać wprowadzone, to Polska znowu straci niepodległość.

Co musiałoby się wydarzyć, by kwestia praworządności zniknęła z agendy priorytetów unijnych?

Praworządność jest maczugą, którą się nas okłada. Instytucje europejskie walczą o zwiększenie swoich kompetencji, co im się udaje głównie poprzez atak na słabsze i konserwatywne rządy wschodniej Europy. W tym dziele wspiera je większość rządów Europy Zachodniej, traktując nas ze wschodu trochę jak uboższych i mniej rozumnych krewnych. Praworządność nie jest zdefiniowana, choćby w przybliżeniu, w traktatach i występuje w art. 2 na liście wartości wspólnych. A nie będąc określona, może przybierać różne kształty w zależności od woli Komisji czy TSUE i nie ma możliwości, by się od ich wykładni odwołać. Skoro nigdzie nie jest napisane, czym jest praworządność, to państwa słabsze są bezradne wobec bezczelnej samowoli Komisji i TSUE. Szczególnie niechlubną rolę odgrywa TSUE. Przechwytując to pojęcie i nadając mu sens ad hoc, stawia się w pozycji trybunału konstytucyjnego wobec krajów słabszych. Z mocniejszymi krajami nawet nie będzie się próbował mierzyć, bo wie, że nie wygra. TSUE więc za pomocą pałki praworządności przydaje sobie władzy, natomiast w ogóle nie korzysta z dobrze zdefiniowanych zasad przyznania, pomocniczości i proporcjonalności zawartych w art. 5, choć tutaj miałby pole do popisu, bo ten artykuł jest systemowo gwałcony. TSUE zatem pogłębia patologizację Unii, zamiast jej przeciwdziałać. Zmienić się to może tylko wtedy, gdyby doszło do reformy UE.

To jak w takich warunkach mogą funkcjonować polscy europarlamentarzyści z frakcji prawicowych? Jak chcą państwo zmienić Unię? Łagodzić skutki oddziaływania na Polskę takich zmian, jak zawarte w pakiecie Fit for 55?

Nie ma co łagodzić, oni się już bardzo rozzuchwalili. By się cokolwiek zmieniło, musi dojść do powstania znaczącej reprezentacji prawicowych sił na poziomie europejskim. Jeśli w ciągu najbliższych lat coś takiego się nie stworzy, agresja Unii będzie postępować i przybierze jeszcze brutalniejsze formy. Są wprawdzie też ruchy oddolne przeciw rosnącej arbitralności i arogancji Unii, ale, jak mówiłem, nie mają wystarczającej reprezentacji politycznej, zwłaszcza na zachodzie Europy, gdzie niezadowolenie z działania Unii wyraża ponad połowa obywateli, a gdzie niemal niepodzielnie rządzą siły federalizacyjne. Jak widać, deficyt demokracji to zjawisko znacznie głębsze. Nie tylko niedemokratyczne są Komisja i Parlament Europejski (działający na podstawie fałszywych założeń, że Unia jest państwem, a Europejczycy jednym narodem), ale także systemy wyborcze w wielu krajach pozostawiają sporo do życzenia. Kluczem do zmiany jest osiągnięcie względnej równowagi, czyli stworzenia przeciwwagi dla głównego nurtu.

Z kim stworzyć tę prawicową przeciwwagę?

To będzie trudne i wymaga czasu. Może się pojawić rząd prawicowy we Włoszech, jest siła prawicowa we Francji. Lewica hiszpańska, która osiąga kolejne poziomy szaleństwa, może przegrać wybory. To wszystko jest na razie jednak bardzo mgliste. Do europejskich wyborów niewiele da się zrobić. Jesteśmy na półmetku. Lewica, wliczając w to EPL, która programowo przed lewicą skapitulowała, ma prawie 80 proc. w europarlamencie. Tu się niewiele da zrobić. Tym bardziej trzeba kontynuować akcję jednoczenia sił prawicowych w Europie. Europejskie partie dzierżące w Unii władzę zorganizowały konferencję o przyszłości Europy. Moi koledzy z partii konserwatywnych mówią, że to jest farsa, a na czele przedsięwzięcia stoi Guy Verhofstadt, człowiek w zachowaniu raczej klaunowaty, ale gdyby mu dać władzę – dość niebezpieczny. Komisja Europejska też się do tego przyłączyła. Obserwowanie z bliska tej konferencji skłania rzeczywiście do wniosku, że mamy do czynienia z farsą. Ale kiedy czytamy, że nowo powstający rząd niemiecki traktuje to przedsięwzięcie jako wehikuł do zmian w traktatach w kierunku europejskiego superpaństwa, to ta farsa może się okazać tragedią. Trzeba to powstrzymać.

Jakie działania podejmie prawica?

Partie prawicowe przedstawią niedługo własne propozycje zmian traktatowych. Deklaracja warszawska, a ostatnio szczyt warszawski, to pierwsze kroki w tym kierunku. Niedługo zostanie ogłoszona nasza propozycja reformy Unii Europejskiej. Postaramy się, żeby nasz głos był słyszalny. Nie będzie to łatwe, bo główny nurt na zachodzie Europy opanował prawie całą przestrzeń komunikacji społecznej. Polska jest tu wyjątkiem, gdzie istnieje rzeczywisty pluralizm w tej przestrzeni i zapewne dlatego UE się to nie podoba. Ale zrobimy wszystko, by mobilizować środowiska, które unijnemu szaleństwu i zapędom despotycznym chcą przeciwstawić zdrowy rozsądek, umiar, wolność, szacunek dla prawa, akceptację różnorodności narodowej i przywiązanie do dziedzictwa.

Wywiad z 50/2021 numeru tygodnika „Sieci”.

Źródło : Wpolityce.pl

Podziel się swoją opinią

Zapisz się do newslettera

Dołącz do naszej społeczności, aby być jednym z pierwszych informowanych o moich inicjatywach, projektach i działaniach w Parlamencie Europejskim - zapisz się teraz do newslettera!