Prof. Ryszard Legutko dla portalu Wpolityce.pl

Zaczynają się już polityczne przedbiegi do wyboru kandydatów na wybory do Parlamentu Europejskiego. Partie wybierają swój crème de la crème, aby “błysnąć” na brukselskich salonach. Tak więc np. palikociarnia 2.0 wysunie prawdopodobnie Annę Grodzką i Roberta Biedronia, a w PO mówi się o takich tuzach sprawnej pracy ministerialnej jak Bartosz Arłukowicz – obecny minister zdrowia czy Barbara Kudrycka, była minister nauki i szkolnictwa wyższego.

O tym, czy polski desant “homo-gender” w Brukseli rykoszetem uderzy w Polskę rozmawiamy z prof. Ryszardem Legutko, europarlamentarzystą PiS, tłumaczem, komentatorem dzieł Platona, autorem sprzeciwu przeciwko szerzenia ideologii gender za pomocą środków pomocowych z Unii Europejskiej:

wPolityce.pl: Do Parlamentu Europejskiego wybierają się m.in. Grodzka i Biedroń. Czy głównym kryterium polskiej polityki jest „selekcja negatywna”?

Prof. Ryszard Legutko: Mogę jedynie spekulować, jakie są powody, aby takich ludzi wysyłać do europarlamentu. Czyli osoby, o których sporo się pisze ze względów innych niż merytoryczne. Ta partia, do której należą ci ludzi, ta partia Palikota, czy jak ona się tam teraz nazywa, nie jakiegoś sensownego, merytorycznego przesłania, musi więc w jakiś sposób przykuć swoją uwagę. To sprawdziło się przecież w wyborach parlamentarnych. Te dwie wyżej wymienione osoby dlatego weszły, bo przecież nie z powodu swoich osiągnięć na jakimkolwiek polu, poza ekscesami natury obyczajowej.

A czy wejście do PE osób mocno zaangażowanych po stronie lewackich ideologii, może zaowocować tym, że w Polsce na wyższy stopień wejdzie propaganda homoseksualna, czy gender?

Myślę, że jeśli ta propaganda wpłynie do nasz szerszym strumieniem, to nie z tego powodu tych czy innych kandydatów do PE. Ta ich partia nie ma dużego wpływu, jest raczej schyłkowa. Nawet jeśliby dostali się oni do PE, to i tak wszystko wskazuje na to, że grupa Liberałów i Zielonych zdobędzie mniej mandatów niż dziś mają.

Warto uświadomić sobie, że w Polsce tak naprawdę partią, która pacha do przodu rzeczy, o których rozmawiamy, partia, która zrobiła już wiele złego i nadal jest niebezpieczna, to Platforma Obywatelska. Partia, która funkcjonuje w Europie pod szyldem partii centrowej, a nawet konserwatywnej, zaczęła robić numery, na które by sobie nawet Leszek Miller nie pozwolił.

Więc zagrożenie jest raczej w tym, że takie partie jak PO czy ośmielony SLD szukając nowych terenów politycznych, walcząc z prawą strona, przede wszystkim z PiS, będą sięgały po instrumenty ideologiczne.

Nie mieliśmy nigdy wcześniej, poza krótkim królowaniem Magdaleny Środy, nie mieliśmy takiej szalonej feministki, jaka jest dzisiaj z nadania PO – Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, od równego traktowania wszystkiego…

Ona też wybiera się do Parlamentu Europejskiego.

Skoro tak, to ona też na pewno znajdzie sobie tam dużo towarzyszek, jeśli się dostanie. Ale może Bóg da, że się nie dostanie.

Nie bez przyczyny pytam o selekcję negatywną, bowiem do PE wybiera się ktoś jeszcze: Barbara Kudrycka.

No cóż, niech się wybiera. Zdaje się, że ona była już w PE. W czasie swojego ministrowania zrobiła dużo złego. Właściwie co można było złego zrobić, to ona zrobiła, po czym oddała się do dyspozycji pana premiera, a potem zrezygnowała, czy z niej zrezygnowano, no to teraz – skoro nie ma nic więcej do zepsucia – chce się przenieść do Brukseli.

Czy w Brukseli będzie docenione jej zaangażowanie w ściganie uniwersytetu, który ośmielił się dać tytuł magistra za pracę w temacie, który był nie w smak otoczeniu ideologicznemu partii Barbary Kudryckiej?

Tak, działania pani Kudryckiej dobrze wpisują się w klimat brukselski, choć tam nie mają tak naprawdę zielonego pojęcia, co się dzieje w Polsce. Niedawno rozmawiałem z kolegą z PE, który powiedział, że bardzo podoba mu się polski premier. Zapytałem dlaczego, a on mi na to, że jest podobny do Johna Kennedy’ego. Tak więc oni nic nie wiedzą, a mają jedynie proste skojarzenia. Natomiast to co robiła Kudrycka, w tym przypadku, o którym pan wspomniał, to akurat się dobrze wpisuje w sposób myślenia głównego nurtu europejskiego, czyli nękanie na różne sposoby osób, które są politycznie niepoprawne.

Panie profesorze, a jak to wygląda w innych krajach? Czy osoby, które są tam wysyłane do PE, nie są już wykorzystywane w polityce wewnętrznej, w parlamentach narodowych?

Generalnie tak, choć zdarzają się rzecz jasna wyjątki. Członek PE został prezydentem Węgier. Był eurodeputowany grecki, który został ministrem spraw zagranicznych swojego kraju. Polska grupa europarlamentarzystów jest też takim wyjątkiem. Z polskiej grupy można przejść do dużej funkcji w polskiej polityce wewnętrznej. Dwóch europosłów z PO zdobyło właśnie teki ministerialne w rządzie. Ale jednak zasada generalna jest taka, że w PE jest tzw. drugi garnitur polityków. Z moich brytyjskich konserwatywnych kolegów raczej nie ma szans na wejście do gabinetu premiera Camerona.


Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Podziel się swoją opinią

Zapisz się do newslettera

Dołącz do naszej społeczności, aby być jednym z pierwszych informowanych o moich inicjatywach, projektach i działaniach w Parlamencie Europejskim - zapisz się teraz do newslettera!