Prof. Ryszard Legutko dla „Gazety Polskiej Codziennie”

Ryszard Legutko dla „Gazety Polskiej Codziennie” : Tożsamość polska nie ma się dobrze, choć zapewne mogła mieć się jeszcze gorzej, zważywszy na straszliwą historię polskiego narodu. Jednak prawdziwe kłopoty naszej tożsamości biorą się stąd, że jej dziejom nie towarzyszył rozwój polskiego państwa.

Zwykle tak bywa, że wspólnota wie więcej o sobie i ma mocniejsze poczucie własnej wartości, jeśli dysponuje politycznymi narzędziami, którymi swoje istnienie może potwierdzać i rozwijać. Takim narzędziem jest przede wszystkim państwo. Ale słabość państwa bywa czasami nie przyczyną, lecz skutkiem słabej tożsamości.

Upadek I Rzeczypospolitej był poprzedzony atrofią poczucia wspólnoty, wspólnego losu i interesu. Dzieje I Rzeczypospolitej to zawstydzający przykład samonapędzającej się dezintegracji. Samo nazwanie tego tworu politycznego Rzecząpospolitą, czyli rzeczą wspólną, jest nieuprawnione. Może ów twór miał różne dobre strony, ale jednej na pewno nie miał. Nie miał rzeczy wspólnej ani jako naród, ani jako państwo. Dlatego przestał istnieć.

Mizeria trwająca wieki
Już w romantyzmie usiłowano stworzyć pozytywną legendę I Rzeczypospolitej. Pisano, że specyfiką („prawością”, jak to nazywał Joachim Lelewel) polskiego narodu były republikanizm, gminowładztwo, wolność i kilka pokrewnych idei. Trudno o bardziej rozmijającą się z prawdą charakterystykę I Rzeczypospolitej: znajdowano godne nazwy dla czegoś, co w istocie było polską chorobą.

Ale romantycy, będący na bakier z przeszłością narodu, odegrali rolę niezmiernie pozytywną w nadawaniu sensu jego teraźniejszości i przyszłości. To oni wykreowali zarys nowej polskiej tożsamości, i chwała im za to. Nadali polskiej historii sens, którym Polacy żywią się do tej pory. Wielka literatura, a także inne dziedziny twórczości – co wiemy – odegrały u nas rolę analogiczną do tej, jaką gdzie indziej odgrywała polityka. Powstanie listopadowe okazało się narodowotwórcze nie z powodu samego przedsięwzięcia militarnego, lecz z jego obrazu u Mickiewicza, Mochnackiego, Słowackiego.

Ale równocześnie polska literatura – romantyczna i nieromantyczna – uporczywie notowała polską słabość. Od Mickiewicza, Norwida, Józefa Korzeniowskiego, poprzez Sienkiewicza, Prusa, Wyspiańskiego, Reymonta, Żeromskiego pojawia się w różnych wariantach jeden wątek: Polacy nie potrafią się zorganizować, ich instytucje są niesprawne, zamysły gospodarcze nie odnoszą sukcesów, a duch obywatelski wyraża się wyłącznie w retoryce.

O tym wątku warto pamiętać. Nasze współczesne narzekania na słabości ducha organizacyjnego odnoszą się do czegoś, co trwa od wieków. Tę złą polską cechę opisywali wszyscy nasi najwięksi pisarze. „Uczmy się od innych” – mówili nam. „Uczmy się od Niemców, Żydów, Anglików”. Opowiadano nam historie o Polakach, którzy przebywając wśród obcych, wykazywali się sprawnością, oraz o Polakach, którzy wśród swoich ponosili klęskę. Były to wszystko historie mające nas pobudzić do wielkiego odbicia się od tej mizerii życia w poddaństwie politycznym i mentalnym, w którym znaleźliśmy się z własnej winy. Ale to odbicie przesuwało się ciągle w przyszłość. 

Stracone dziedzictwo
Wreszcie wybuchła Niepodległa, czyli II Rzeczpospolita. Ziściło się wspaniałe marzenie wypowiedziane w wielkiej twórczości romantycznej. Korzystając z okoliczności, Polacy o własnych siłach wywalczyli niepodległość i stworzyli państwo. Odzyskali Warszawę, Kraków, Lwów, Wilno, Poznań. Stworzyli państwo, które miało wiele słabości, głównie w mechanizmach politycznych, lecz było państwem rzeczywistym, to znaczy posiadającym dobrą administrację, niezłą gospodarkę i szkolnictwo oraz kształtujące z sukcesem cnoty obywatelskie i patriotyczne. Państwo to zmiotła z powierzchni ziemi apokalipsa II wojny i komunizm. Po II wojnie historia zaczęła się od początku. Nowe władze uznały, że trzeba stworzyć inne społeczeństwo i nadać mu zupełnie nową tożsamość, niemającą wiele wspólnego z tym, czym Polacy byli w przeszłości. Zamiar ten się nie udał, lecz kontynuując dzieło zniszczenia, dodał do starych kłopotów tożsamościowych nowe, niwecząc tę dobrą robotę, jaką udało się osiągnąć II Rzeczypospolitej. Gdy powstawała III Rzeczpospolita, jej główni architekci dążyli do tego, by liberalno-demokratyczne społeczeństwo III RP miało nową tożsamość, zrywając ze starą, która była – jak dowodzili – anachroniczna, niebezpieczna i szkodliwa. W swoim przedsięwzięciu znaleźli wsparcie w postaci ideologii europejskiej oraz w europejskich instytucjach, które także planowały stworzyć nowe społeczeństwo i nową tożsamość, tyle że w skali kontynentu. Poddając się bez reszty Unii Europejskiej, mieliśmy – wedle tej samej koncepcji – większe szanse stać się nowymi Polakami.

Te pomysły też się nie udały, bo udać się nie mogły. Ale kłopoty tożsamościowe nie znikają, a nawet z powodu niewczesnych pomysłów kreatorów nowej polskości stają się coraz poważniejsze. Dzisiejszy Polak (co oznacza większość rodaków) jest więc istotą niepewną siebie, zakompleksioną, niemającą własnego zdania w żadnym z wielkich problemów dzisiejszego świata, a nawet uważającą posiadanie takiego zdania za godne nagany zuchwalstwo. Dekady tożsamościowego recyklingu nie mogły pozostać bez widocznych skutków.

Cóż więc robić?
W III RP poczucie wspólnoty nie zostało odbudowane. Nie ma ani jednego podstawowego celu, który nadawałby polskiemu narodowi i polskiemu państwu jednoczący sens – ani wyobrażenie polskości, ani konstytucja, ani edukacja, ani aspiracje międzynarodowe, ani polityka historyczna, ani kultura nie spełniają tego celu. Jedyne, co cieszy się szeroką zgodą społeczną, to nasze uczestnictwo w Unii, lecz tylko na poziomie ogólnych deklaracji; plany bardziej konkretne dotyczące Unii już nas dzielą. We wszystkich tych rzeczach różnimy się zasadniczo i to nie w kwestii konkretów i sposobów działania, ale na poziomie tożsamościowym. Za tymi różnicami idzie inne rozumienie polskości, polskiego narodu i polskiego państwa.

Jak odbudować to, co w ciągu czterech wieków nawet nie zdążyło dojrzeć i okrzepnąć, a czego słabość była jednym z głównych źródeł naszych kłopotów i klęsk? Jest chyba tylko jedna racjonalna i realistyczna odpowiedź. Narzędziem odbudowy i wzmacniania polskiej tożsamości musi być państwo. Nie chodzi wyłącznie o państwo sprawne – ta tak ważna cecha wydaje się na razie ciągle trudna do osiągnięcia – nie tylko o państwo dbające o system szkolnictwa gwarantujący patriotyczne i obywatelskie wychowanie – co jak na razie spotyka się z niechęcią rządzących i wściekłym oporem dużej części elit. Chodzi o państwo, które by wprzęgło większość Polaków w przedsięwzięcie, które pomimo zmian rządów i dziesiątków konfliktów partyjnych i światopoglądowych pozostałoby wspólnym celem.

Takie budujące czy wzmacniające tożsamość zabiegi są możliwe, choć musi być do tego odpowiednia atmosfera sprzyjająca narodowym aspiracjom oraz stosowny do tego stan mobilizacji. Pewne szanse mieliśmy w roku 2005, ale skończyło się to wywołaną przez Platformę zimną wojną domową. Gdybym miał wskazać sytuacje, które mogą doprowadzić do podobnych warunków, to wymieniłbym dwie. Powtórzenie się scenariusza węgierskiego: kraj zostaje doprowadzony do tak katastrofalnego stanu, że działanie sanacyjne zyskuje potężne wsparcie większości narodu i w wypadku choćby umiarkowanego sukcesu czyni pewne zmiany tożsamościowe nieodwracalnymi (czy taki finał będą miały zmiany na Węgrzech, tego oczywiście dzisiaj jeszcze nie wiemy). Druga możliwa sytuacja to szeroki bunt wobec rosnącej arogancji unijnej, powodujący wzrost samodzielności politycznej i potrzebę szukania własnych pomysłów na zmiany.

Możliwe też, że polska tożsamość będzie powoli i spontanicznie się rozwijała wraz ze stopniową sanacją państwa bez żadnych ekstraordynaryjnych kryzysów wewnętrznych i zewnętrznych. Taki scenariusz byłby najkorzystniejszy, choć na razie wydaje się najmniej prawdopodobny.

Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Podziel się swoją opinią

Zapisz się do newslettera

Dołącz do naszej społeczności, aby być jednym z pierwszych informowanych o moich inicjatywach, projektach i działaniach w Parlamencie Europejskim - zapisz się teraz do newslettera!