Znowu mamy taką sytuację przełomu, kryzysu. Albo obronimy to, co mamy, albo zostaniemy wchłonięci. I też wielu w Europie tak patrzy na nas, w ten sposób – ci, którzy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Przetrwanie Polski i przetrwanie Węgier, to jest w tej chwili przetrwanie wolności w Europie. Jeżeli my przegramy, to niech Matka Boska ma nas w swojej opiece. Znowu będzie trzeba czekać parę dziesiątków lat na nową „Solidarność”, nowe bunty… Ale może nie. Póki jesteśmy świadomi powagi tej sytuacji, trzeba starać się bronić tego, co mamy, za wszelką cenę. Widzimy, że przeciwnik jest tutaj bardzo brutalny i bezwzględny
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Ryszard Legutko, eurodeputowany PiS.
wPolityce.pl: Raport LIBE de facto krytykuje Polskę m.in. za procedowanie ustaw obywatelskich, za przestrzeganie konstytucji, bo do tego się sprowadza. Jak Pan go ocenia?
Prof. Legutko: To jest raport, który krytykuje Polskę za to, że jest. Komisja LIBE znajduje się – jak zresztą cały PE – w rękach lewicy. Dla nich rząd Polski jest śmiertelnym wrogiem, któremu trzeba dokuczyć, jak tylko się da. To jest oczywiście raport pisany w złej wierze. Jest w nim mnóstwo głupstw. Zresztą zwracałem uwagę pani socjalistce, Hiszpance, szefowej grupy socjalistów – oni opublikowali taki tekst w związku z tym obywatelskim projektem ustawy, antyaborcyjnym. Napisałem jej, że to jest projekt obywatelski i że on musi być procedowany, ale to oczywiście nie miało żadnego znaczenia, bo aborcja to jest dla nich sprawa najświętsza ze świętych. Jeżeli się zatem pojawi coś, co według nich tę „świętość” obraża, to trzeba to potępić, a winę za to ponosi prawicowy rząd. To mniej więcej tak działa.
Napisałem tam również, że Polska ma najlepsze bodaj ustawodawstwo w całej Unii jeśli chodzi o przerywanie ciąży. Nie mamy tego prawodawstwa barbarzyńskiego, które jest w innych krajach.
Ten raport i kolejne raporty – jeżeli będą powstawały – będą mniej więcej tak samo wyglądać.
Zwracam też wielokrotnie uwagę na to, że w UE, a w PE w szczególności, panuje kompletne bezprawie dlatego, że oni za nic mają traktaty. Kwestia ustroju sądów, czy kwestie natury moralnej w ogóle nie podlegają ani kontroli, ani decyzjom unijnym, więc oni nie mają żadnego prawa mieszania się w te sprawy, ale to kompletnie lekceważą. Podobnie zresztą jak Komisja Europejska. Pani Jourova, która powiedziała ostatnio – nie pierwszy raz, bo w poprzedniej kadencji również to mówiła – że stanie na głowie, ale rządy prawa trzeba powiązać z funduszami unijnymi. To jest kolejny przykład planowanego bezprawia, bo nie ma niczego takiego w traktatach, co by w ogóle pozwalało nawet dywagować na ten temat. Fundusze służą konkretnym celom i nie są od niczego uzależnione – co najwyżej od defraudacji. Sam pomysł, że KE się nad tym zastanawia i komisarze o tym mówią stanowi przykład tego, że to bezprawie stało się ich drugą naturą.
Nie spodziewajmy się nawet zatem, że zapadną jakiekolwiek rzetelne rozstrzygnięcia, czy opinie. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że dla lewicy jesteśmy wrogiem śmiertelnym, który powinien być zniszczony i któremu życie trzeba utrudnić. Ten hiszpański socjalista, który stoi na czele komisji LIBE, wielokrotnie mniej więcej w takim duchu się wypowiadał. Zająłby się swoją ojczyzną, bo tam rządy socjalistyczno-komunistyczne mają sporo za uszami, a nie czepiał się Polski.
Nic nowego i to nie jest koniec, tylko należy się spodziewać więcej tego samego w przyszłości, bo to są ludzie opętani. Jak patrzę na te twarze, ściągnięte takim fanatycznym grymasem, to widzę, że z nimi nie ma jakiejkolwiek rozmowy. To jest czysty ideologiczny fanatyzm.
Rzeczywiście. To widać też zresztą w oskarżeniach o rzekomy brak praworządności w Polsce. Oni nie są w stanie merytorycznie wykazać braku tej praworządności, tylko posługują się jakimiś sloganami, jakimiś hasłami, które tak naprawdę są zaczerpnięte od polskiej totalnej opozycji…
Są zaczerpnięte od polskiej totalnej opozycji oraz materiałów prasowych w ich krajach, które właściwie też są w części od opozycji totalnej publicystycznej, bo nie ma w nich próby przedstawiania argumentów drugiej strony. Dla nich w ogóle niepraworządne jest to, że prawicowa partia rządząca może mieć jakikolwiek wpływ na instytucje. Ona nie ma prawa mieć żadnego wpływu na instytucje, ponieważ to już jest z istoty swojej niepraworządne. Dokładnie to samo mówi opozycja w Polsce i media z nią związane.
Jeśli się łamie prawo po to, by utrzymać jakieś stanowisko nominata partii głównego nurtu, to nie ma problemu. Rzepliński takie cuda wyczyniał, jak był szefem Trybunału Konstytucyjnego, natomiast jeżeli tu pani sędzia zostanie I prezesem, to jest oczywiście nieprawomocne, niezgodne z konstytucją itd., bo nie ma uchwały. Jak miała być pani prezes Gersdorf, to uchwała była niepotrzebna. A jak jest nowa pani prezes Manowska, to uchwała jest absolutnie niezbędna, a skoro jej nie ma, to w takim razie wybór jest nieprawomocny. To jest to dwójmyślenie, które obserwujemy w Polsce, i które obserwujemy tam.
To zresztą dotyczy nie tylko Polski. To dotyczy wszystkiego, co kojarzone jest z konserwatyzmem. Wiedzy oni oczywiście żadnej nie mają. Nawet nie chcą jej mieć. Wystarczy im sam ten czysty przekaz, który pochodzi z naszej opozycji i z tej prasy, skoro wszystkie – proszę zwrócić uwagę – media w Niemczech, we Francji, skoro wszystkie media – te główne – w Hiszpanii piszą to samo o Polsce, że tu jest łamana praworządność, to jak oni mogą sądzić inaczej. To jest powtórzenie tego, co mieliśmy w czasach Solidarności, tylko odwrotnie. W komunie tak było, że wszystkie media w Niemczech, na Węgrzech, w Czechosłowacji, wszystkie media dokładnie tak samo pisały, że szaleje kontrrewolucja w Polsce i będzie groził przelew krwi itd. To jest dokładnie ten sam mechanizm: jeśli nie ma przedstawionych racji dwóch stron konfliktu, a jest jeden przekaz, totalny, to taki jest efekt.
W Polsce są media zróżnicowane, ale Polska jest w tym rankingu bardzo nisko, bo to są te „złe” media, jak jak jest „zły” rząd, który cokolwiek robi – jest nieprawomocne. To są te „złe” media, które nie powinny istnieć. Państwo nie powinniście istnieć. Państwo, co nie daj Boże, gdy przyjdzie tu Timmermans, czy Jourova w charakterze komisarza i będą rządzić Polską, to państwa zlikwidują i trzeba znowu będzie wydawać z użyciem powielacza, czy inną metodą. Wtedy nowy raport komisji LIBE, jaki powstanie, będzie chwalił, że znowu porządek panuje w Warszawie.
Czym się skończy ta unijna erozja i deprecjacja prawa, z którą mamy do czynienia, bo wydaje się, że to jest taka równia pochyła oddalająca nas od systemu demokratycznego do jakiegoś scentralizowanego, oscylującego być może w kierunku totalitaryzmu?
To jest ta teza, którą ja powtarzam od dłuższego czasu. Nawet książki na ten temat napisałem. Zmierzamy ku jakiemuś nowemu despotyzmowi i to jest bardzo wyraźne. Nowy despotyzm polega na tym, że jest ujednolicony język, który jest językiem fałszywym – znaczenie słów jest zmienione, odwrotne. Czyli jak się mówi o różnorodności, to różnorodność nie znaczy „różnorodność” tylko „ujednolicenie”. Gdzie jest jedna opinia, gdzie jest jeden światopogląd akceptowalny, a nawet zaczynają powstawać międzynarodowe instytucje, które powoli przejmują rządy i już nie ma ucieczki.
Za komuny było tak, że można było uciec do innego świata. Za „żelazną kurtyną” było inaczej. A teraz to już właściwie bardzo trudno znaleźć miejsce, gdzie byłoby inaczej, bo to ujednolicenie i ten nowy despotyzm zaszedł tak bardzo daleko. Zmienia się prawo – staje się bardzo represywne jeśli chodzi o wypowiedzi, o słowa, o poglądy. W różnych krajach jest jeszcze różnie. W awangardzie zamordyzmu jest Kanada, ale w Europie, w niektórych krajach wcale nie jest lepiej.
Oczywiście jest taka tendencja do despotyzmu w świecie zachodnim, a zwłaszcza w Europie i przetrwanie wolności zależy od przetrwania właśnie takich krajów jak Polska i Węgry. U nas w Polsce mamy bardzo wpływowe środowiska, które odgrywają rolę współczesnej targowicy i chętnie by tutaj widziały zastępy przychodzące z zewnątrz, które przejmowałyby kontrolę nad naszym krajem. Oni o niczym innym nie marzą, tylko żebyśmy temu nowemu despotyzmowi zostali poddani i oni wtedy to będą nazywali demokracją, rządami tolerancji, czyli znowu będą używali tego kłamliwego języka. Sytuacja jest bardzo niebezpieczna, powiedziałbym, że przełomowa.
Niestety polska historia tak się rozgrywa od paru stuleci, że ciągle jesteśmy w takiej sytuacji kryzysowo-przełomowej, że albo przetrwamy, albo upadniemy i zostaniemy pokonani i wchłonięci przez różne formy despotyzmu, niektóre bardziej, inne mniej krwawe. Ten, który nam grozi, to krwawy nie jest na szczęście.
Znowu mamy taką sytuację przełomu, kryzysu. Albo obronimy to, co mamy, albo zostaniemy wchłonięci. I też wielu w Europie tak patrzy na nas, w ten sposób – ci, którzy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Przetrwanie Polski i przetrwanie Węgier, to jest w tej chwili przetrwanie wolności w Europie. Jeżeli my przegramy, to niech Matka Boska ma nas w swojej opiece. Znowu będzie trzeba czekać parę dziesiątków lat na nową „Solidarność”, nowe bunty… Ale może nie. Póki jesteśmy świadomi powagi tej sytuacji, trzeba starać się bronić tego, co mamy, za wszelką cenę. Widzimy, że przeciwnik jest tutaj bardzo brutalny i bezwzględny. Nie bierze żadnych jeńców. Oni by to chcieli wyczyścić absolutnie do dna.
I wprowadzić mieszaninę Orwella z Huxleyem…
I wprowadzić taką właśnie mieszaninę. To jest trochę terroru z takim hedonizmem. Zresztą to nie jest prognoza jakaś szczególnie oryginalna, bo takie się już wcześniej pojawiały, że te współczesne społeczeństwa mogą w takim kierunku zmierzać. Najbardziej znany fragment to jest koniec książki o demokracji w Ameryce Tocqueville’a, gdzie on właśnie mówi, że wyobraża sobie, chociaż nie ma jeszcze nazwy na to, że z takiego społeczeństwa może rodzić się, jak on mówi „despotisme bienveillant et doux” – dobroczynny i łagodny, który będzie ludzi utrzymywał w przyjemnym posłuszeństwie tak, że nawet nie zauważą, że żyją pod systemem despotycznym, bo ich potrzeby będą zaspokajane, te takie zabawowo-utylitarne.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak