– Jeśli nie zostanie podjęta decyzja, że nielegalnych migrantów należy odsyłać do miejsc, z których przybyli, ten proceder będzie się rozwijał. Różni mądrale nawołujący do multi-kulti, robiący głupawe filmy o sytuacji na granicach, będą sobie żyć w tych chronionych enklawach. Natomiast ta większa część społeczeństwa – niefortunna – np. mieszkańcy Lampedusy, ucierpi, to jednak na nich spadną wszystkie nieszczęścia. Dopóki ta polityka nie zostanie zmieniona, przemysł szmuglowania nie przestanie istnieć, nadal będziemy brnąć w taki stan rzeczy. UE – jak wiemy – nie jest w stanie zrobić nic pożytecznego, ale za to wyrządza naprawdę wiele szkód w kontekście kryzysu migracyjnego – mówi w rozmowie z „Gazetą Polską Codziennie” europoseł, prof. Ryszard Legutko.
Anna Zyzek: Sytuacja na włoskiej wyspie Lampedusa jest wręcz dramatyczna. Niemniej jednak coś musiało do niej doprowadzić. Jak Pan ocenia politykę migracyjną prowadzoną do tej pory przez UE?
Prof. Ryszard Legutko: To jest polityka fatalna… To jest polityka, która właściwie się nie zmienia. Nie widać, żeby od tych ostatnich wypowiedzi Ursuli von der Leyen ws. właśnie migracji czy praworządności, o czym ostatnio debatowano w Strasburgu, tych polityków naszła jakakolwiek refleksja. Bez przerwy mówi się o uszczelnianiu granic Unii Europejskiej, ale po pierwsze – te granice już nie są szczelne, a po drugie – przemysł szmuglowania ludzi jest niesłychanie rozwinięty. Jeżeli pojawiają się te statki, grupy migrantów szmuglowanych, to poszczególne kraje dotknięte tym problemem są bezradne. Nie bardzo wiedzą, co można robić. Nie można tych ludzi odesłać, trzeba się nimi zająć, a skoro trzeba się nimi zająć, to jest szansa, że i z kolejnymi transportami szmuglowanych ludzi może się udać. To jest interes bardzo intratny. To są wielkie pieniądze. Władze państwowe wielu krajów unijnych, jak i sama UE są tym sparaliżowane. Jedyne, co mogą wymyślić, to relokacja. Tyle że wiele państw członkowskich, w tym Polska, nigdy się na takie rozwiązanie nie zgodzi. To jest tym samym kolejne zaproszenie na kolejną falę imigrantów. My jako Unia (z paroma wyjątkami) staliśmy się zakładnikami – z jednej strony planu przemysłu przerzucającego ludzi za wielkie pieniądze, a z drugiej nieudolności, tchórzostwa i braku woli elit politycznych w Europie.
W tym przypadku widać jednak, że jest to ogromny problem. Na włoskich portalach możemy przeczytać relacje strajkujących na Lampedusie osób, które zapowiadają wprost: jeśli miasteczka namiotowe zaczną powstawać, ci ludzie są gotowi rzucać się pod koła ciężarówek. To brzmi jak mocna desperacja…
To jest desperacja… Ci ludzie są narażeni na ogromne niebezpieczeństwo. Trudno się temu wszystkiemu dziwić. To zagraża życiu ich i ich rodzin. Sytuacja skrajnie niestabilna i eksplozywna. Jeśli nie zostanie podjęta decyzja, że nielegalnych migrantów należy odsyłać do miejsc, z których przybyli, ten proceder będzie się rozwijał. Różni mądrale nawołujący do multi-kulti, robiący głupawe filmy o sytuacji na granicach, będą sobie żyć w tych chronionych enklawach. Natomiast ta większa część społeczeństwa – niefortunna – np. mieszkańcy Lampedusy, ucierpi, to jednak na nich spadną wszystkie nieszczęścia. Dopóki ta polityka nie zostanie zmieniona, przemysł szmuglowania nie przestanie istnieć, nadal będziemy brnąć w taki stan rzeczy. UE – jak wiemy – nie jest w stanie zrobić nic pożytecznego, ale za to wyrządza naprawdę wiele szkód w kontekście tego kryzysu migracyjnego.
Mówi Pan o odsyłaniu migrantów. Jutro w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska” ukaże się wywiad z wicepremierem Jarosławem Kaczyńskim, który mówi wprost: „Należy powstrzymać nielegalną migrację, a tych, którzy dotarli, odsyłać”. To jedyna droga?
Innego rozwiązania nie ma. Cały czas powtarzam – to jest niezwykle lukratywny, choć paskudny przemysł. Jeśli nie doprowadzi się do tego, że ten przemysł zbankrutuje, to będzie się on rozwijał dalej. Tych ludzi trzeba odesłać do krajów, z których przybyli. Po prostu.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie