Pieniądze tutaj nie są najważniejsze. Są oczywiście ważne, ale ważne też są warunki ich przyznania. Trzeba patrzeć, czy to nie jest tak, że tym bardziej uzależnimy się od arbitralnej władzy polityków z Komisji Europejskiej, którzy żadnego mandatu demokratycznego nie mają i mieć nie mogą w świetle traktatów
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Ryszard Legutko, europoseł PiS, odnosząc się do negocjacji dotyczących funduszu odbudowy.
wPolityce.pl: Od dwóch dni trwają negocjacje na szczycie UE ws. budżetu UE i funduszu odbudowy. Do tej pory nie udało się osiągnąć porozumienia, co do jego kształtu. Czy zaskakuje pana, że państwa członkowskie nie potrafią się porozumieć w tej sprawie?
Prof. Ryszard Legutko: Wiadomo było, że to będą trudne negocjacje. Nie wiadomo, jak się skończą. Jest ileś linii konfliktu – są państwa „oszczędne” i „hojne”. Są też inne linie podziału – jak podejście do uwzględnienia przy podziale funduszy kwestii praworządności.
Polska konsekwentnie opowiada się przeciwko wprowadzeniu takiego powiązania.
O powiązaniu funduszy unijnych z praworządnością mówi się w zasadzie bezustannie od paru lat, ale nikt jeszcze nie przedstawił żadnej konkretnej propozycji w tej kwestii. Zachowując przynajmniej pozory praworządności, tego się po prostu zrobić nie da. Jeżeli to by zostało wprowadzone, to byłaby to już kompletna granda. Jest nacisk, żeby coś takiego wprowadzić.
I pana zdaniem może się udać to wprowadzić, nawet przy sprzeciwie ze strony Polski?
Myślę, że nic z tego nie będzie. To decyzja polityczna, wymierzona w rządy, które nie należą do głównego nurtu. Jednak wiemy, że instytucje unijne już dawno zrezygnowały z respektowania traktatów. Wszystko może się zatem zdarzyć. Jednak konfliktów i napięć moim zdaniem jest zbyt dużo, aby to forsować. Może jednak się okazać, że jestem nadmiernym optymistą.
Jest znacznie głębsza kwestia w tym wszystkim. Komisja Europejska była przedmiotem krytyki, że gdy wybuchła pandemia koronawirusa, to ona nic nie robiła. Inna rzecz, że nie bardzo miała co robić, bo to nie jest instytucja, która jest stworzona do reakcji na takie sytuacje. Wymyślono plan odbudowy, pomysł wyszedł jak zwykle z Berlina i Paryża, a potem został przyjęty przez KE. Ten plan polega m.in. na tym, że KE, która znalazła się pod ostrzałem, nagle przejmuje na siebie działania, które mogą ją wzmocnić. Są takie pomysły, żeby KE zaciągała pożyczki, co już samo w sobie jest dziwne. To nie jest państwo, żeby mogło zaciągać pożyczki. Te pieniądze mają pochodzić z jakichś podatków. UE chce mieć środki własne, ale to nie jest państwo, żeby takowe środki mieć. Mówi się także, że KE ma też oceniać projekty. Nagle chce wzmacniać swoje kompetencje i zacząć zarządzać, stawiając się ponad państwami członkowskimi. To jest wszystko szalenie niebezpieczne.
Jednak w przypadku pomyślnego przebiegu negocjacji może się okazać, że Polska otrzyma w ramach funduszu odbudowy spore środki.
Pieniądze tutaj nie są najważniejsze. Są oczywiście ważne, ale ważne też są warunki ich przyznania. Trzeba patrzeć, czy to nie jest tak, że tym bardziej uzależnimy się od arbitralnej władzy polityków z Komisji Europejskiej, którzy żadnego mandatu demokratycznego nie mają i mieć nie mogą w świetle traktatów. Dla mnie to jest najważniejsze – nie powinniśmy się dać omamić, patrząc tylko na te liczby, jakie kwoty można uzyskać, tylko przede wszystkim patrzeć na to, do czego będziemy musieli się zobowiązać.
Rozmawiał Adam Stankiewicz