Wyczyny ambasadora USA w Polsce to przykład tego, jak działa imperium – wskazał prof. Ryszard Legutko podczas Kongresu Polska Wielki Projekt.
W Arkadach Kubickiego w Warszawie trwa XIII Kongres Polska Wielki Projekt. Spotkanie, pod patronatem honorowym prezydenta Andrzeja Dudy, potrwa do niedzieli.
Dyskusja o neoimperializmie
„Regionalne odpowiedzi na neoimperializm” – to tytuł panelu, do którego, jako jednego z prelegentów, zaproszono europosła PiS Prof. Ryszarda Legutkę.
– Co to jest imperium? To jest kolejny poziom organizacji politycznej. Mamy państwo narodowe, federację, która jest dobrowolnym zrzeszeniem różnych organizmów politycznych i mamy imperium, które jest zwykle jeszcze większe, ale powstaje poprzez podbój lub podporządkowanie. Są różne formy podporządkowania, nie zawsze siłą. I to słowo „neo” mogłoby odpowiadać tym formom podporządkowania, które obserwujemy dzisiaj – wskazał polityk.
Dalej wymienił przykłady funkcjonujących obecnie struktur, które mają cechy neoimperium. – Jedno wydarzenie, które to obrazuje, dotyczy UE. Komisja kultury PE od dwóch lat nęka pana ministra Czarnka w związku z programem nauczania historii w Polsce. Nauczanie, edukacja nie wchodzi w zakres kompetencji UE, to jest explicite stwierdzone. Ale jest potężny nacisk na to, żeby program edukacyjny został podporządkowany wyższej instancji politycznej. Zwykle imperium rządzi przez namiestników. I teraz próbuje się znaleźć namiestników, którzy przejmą sferę edukacji, która do nich nie należy. Mamy tu do czynienia z UE jako formą współczesnego imperializmu – przekonywał prof. Legutko.
– Drugi przykład to są wyczyny ambasadora USA w Polsce, pana Marka Brzezinskiego, który bezpośrednio ingeruje w proces legislacyjny. Pisze listy z pretensjami, instrukcjami do marszałka Sejmu RP. Domaga się wyjaśnień albo zmiany, co jest czymś niebywałym. Rzeczywiście pan ambasador zachowuje się jak namiestnik, który chce przejmować władzę czy jej część. O ile w przypadku UE jest pewna nić instytucjonalna, siatka, w której jesteśmy, o tyle w przypadku USA nie ma niczego takiego. jesteśmy sojusznikami itd., ale sama idea, żeby ambasador wtrącał się w proces legislacyjny i jest to akceptowane po jednej i drugiej stronie, to oznacza, że jest to jakaś forma imperium. Widać wyraźnie, że są tacy, którzy rządzą i tacy, którzy są podporządkowani – podkreślił eurodeputowany.
Źródło : Do Rzeczy