Cała sprawa wydaje się od początku dość absurdalna, a co więcej - osoba skarżąca występuje tutaj z pozycji pokrzywdzonego. W jaki sposób miałby zostać pokrzywdzony bądź treścią spotu, bądź polubieniem go przez europosłów?
Formalnie rzecz biorąc sprawa nie powinna istnieć i gdyby doszło do sytuacji odwrotnej, to ona w ogóle nie znalazłaby się w porządku obrad Parlamentu. Na tym jednak polega właśnie ten postępujący zamordyzm i upartyjnienie: tu nie ma po prostu żadnych zasad. Nie trzymamy się zasad, które powinny obowiązywać niezależnie od tego, kto jest z jakiej partii. Nie, tutaj jest jedna zasada: jeśli możemy zaszkodzić przeciwnikom politycznym z prawej strony, to możemy łamać wszelkie zasady. I to jest to, co przyjmuje europarlament i według tego działa od dłuższego czasu. W dodatku - nadal będzie w ten sposób działał, jeśli nie zostanie dokonana jakaś zmiana
— wskazuje prof. Legutko.
I możemy nawet sobie wyobrazić - będzie to koszmarne wyobrażenie - jak będą wyglądać instytucje europejskie, gdyby te proponowane zmiany traktatowe miały wejść w życie. Bo to, co dzieje się teraz, jest pewną przygrywką do tego, co będzie mieć miejsce później
— podsumowuje.