Oświadczenie prof. Legutki ws. odmowy wzięcia udziału w debacie na UEK

W toczącej się kampanii wyborczej przyjąłem jedno, według mnie, niekontrowersyjne założenie. Uznałem, że nie będę się spotykał w trakcie debat przedwyborczych z kandydatami Twojego Ruchu, czyli, jak mawia polska ulica, palikociarni. Do tej pory organizatorzy debat przyjmowali ze zrozumieniem moje stanowisko. Ostatnio jednak doszło do jego odrzucenia. Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie początkowo przystał na mój warunek, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie. Zmusiło mnie to do wycofania się z debaty. Żałuję, bo lubię debaty, wielokrotnie w nich uczestniczyłem i zawsze biorę w nich udział z przyjemnością. Tym razem jednak non possum.

Dlaczego nie dyskutuję z kandydatami Palikota?

Po pierwsze, dlatego, że oni nigdy nie dyskutują. Palikot doprowadził do niebywałego schamienia sfery publicznej. Występy palikotowców to gorszący spektakl grubiaństwa, obelg, wulgarności. Nie mam ochoty nurzać się w czymś takim, ani choćby w sposób pośredni tego legitymizować. Palikotowcy kontynuują szkołę Jerzego Urbana. Z Urbanem zaś żaden przyzwoity człowiek nie spotyka się przy debacie, bo debata jest ostatnią rzeczą, z jaką można tę nikczemną figurę łączyć.

Po drugie, Palikot był tym, który jeszcze jako prominentny polityk Platformy Obywatelskiej atakował w sposób chamski prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie ma słów, by adekwatnie określić metody i poziom tego ataku, do którego zresztą – co tym smutniejsze – dołączyli inni, z Platformy i spoza niej. To jedna z najczarniejszych kart III RP. Jakikolwiek kontakt z przedstawicielami stronnictwa Palikota jest więc nieznośny dla każdego, kto, jak ja, miał honor pracować dla Lecha Kaczyńskiego, a także dla wszystkich tych, którzy, jak wielu Polaków, odczuwają fizjologiczny wstręt do politycznego knajactwa.

Jeśli dzisiaj słychać w Polsce coraz donośniejsze głosy ubolewania – niestety, mocno spóźnione – nad upadkiem debaty publicznej w Polsce, to może pora, by zacząć upodabniać debatowanie do tego, czym zawsze było ono ze swojej istoty, czyli do starcia racji i uzasadnień. Czy istnieje zatem – pytam – najelementarniejsze i najbardziej tolerancyjne kryterium, wedle którego palikotowcy mogliby stać się uczestnikami takiego debatowania? Ja go nie widzę, i nie sądzę, by można było, bez gwałtu na ludzkiej inteligencji, takie kryterium wskazać.

                                                                                                                                                                                                                   Ryszard Legutko

Podziel się swoją opinią

Zapisz się do newslettera

Dołącz do naszej społeczności, aby być jednym z pierwszych informowanych o moich inicjatywach, projektach i działaniach w Parlamencie Europejskim - zapisz się teraz do newslettera!