Fundusze UE zależne od uprzywilejowania LGBT? Prof. Legutko: Przedstawiciel Niemiec mówił o tym jako o rzeczy przesądzonej

„Skoro oni się tak już przyzwyczaili do łamania traktatów, to właściwie mogą zrobić wszystko, a zawsze się znajdzie jakieś uzasadnienie. Trybunał Sprawiedliwości na pewno nie stanie po naszej stronie i na pewno się finalnie zgodzi na cokolwiek, co postanowi Komisja Europejska czy silni gracze europejscy. Oczywiście, że tu jest zagrożenie, a sprawa LGBT jest dla nich święta” – mówi portalowi wPolityce.pl prof. Ryszard Legutko, eurodeputowany PiS.

wPolityce.pl: Komisja Europejska przedstawi wkrótce strategię wzmocnienia praw osób należących do mniejszości seksualnych. Czy to oznacza kolejne ataki na Polskę i Węgry?

Prof. Ryszard Legutko: Tak. To właśnie to oznacza. Jest to kolejne narzędzie, które Komisja przygotowuje, żeby wpływać na regulacje prawne. Zresztą dzisiaj pani Ursula von der Leyen wspomniała o „strefach wolnych od LGBT”. Nie wymieniła Polski, ale ponieważ w poniedziałek w PE na ten temat rozmawiano i atakowano Polskę, więc w domyśle jest, że miała na myśli Polskę. Mówię to dlatego, że jak wiedzą ludzie choćby średnio zorientowani, nie ma czegoś takiego w Polsce jak „strefy wolne od LGBT”, więc jeśli pani przewodnicząca KE je wymienia jako fakt, to już można sobie wyobrazić, jak to nowe narzędzie będzie działało. To znaczy, że będzie ono miało charakter represywny, co jest oczywiście całkowicie pozaprawne. Kwestia, jak jest definiowana rodzina czy małżeństwo, to nie jest sprawa Komisji Europejskiej. Ale sobie wyobrażam, że wszystkie regulacje prawne czy wszystkie deklaracje, które będą wzmacniały rodzinę, będą krytykowane jako niezgodne z unijną ideą równości, a więc wymierzone również przeciwko osobom homoseksualnym. Także to jest bardzo niebezpieczne. Zresztą dzisiaj zwróciłem na to uwagę w Parlamencie Europejskim. To pokazuje, w którym kierunku to wszystko zmierza – coraz bardziej represywnego działania Komisji Europejskiej.

Nawet gdyby te „strefy wolne od LGBT” istniały, to kwestie światopoglądowe należą do państw członkowskich, nie do Unii Europejskiej i jej instytucji, a przynajmniej tak wynika z litery traktatów. Wydaje się, że to jest kolejna próba pogwałcenia tych traktatów i stworzenia jakiejś nowej rzeczywistości mającej stanowić nośnik dla ideologicznej ofensywy.

Tak. Wiadomo, że traktaty są tutaj seryjnie łamane. Władze samorządowe, mówiąc ideologii LGBT, mówiły o tym, że na przykład nie życzą sobie, żeby instruktorzy LGBT przyjeżdżali i zaczęli młodzieży opowiadać, jaką to wspaniałą rzeczą są związki homoseksualne i co należy robić w intymnych relacjach homoseksualnych. Rodzice też sobie tego nie życzą. Teraz, jak rozumiem, takie stanowisko może być traktowane jako rzecz naganna, która będzie represjonowana i stanie się przedmiotem najpierw działań politycznych Komisji, a później Trybunału Sprawiedliwości UE. To wszystko w tym kierunku zmierza. Nie ma żadnych barier, wstrzemięźliwości w ingerowaniu w sprawy krajów członkowskich właśnie w tej materii moralnej.

Ursula von der Leyen zapowiedziała, że będzie dążyć do uznawania stosunków rodzinnych w UE. Powiedziała, że „jeśli jesteś rodzicem w jednym kraju, jesteś rodzicem w każdym kraju”. Czy to oznacza, że nastąpią próby zmuszenia Polski do uznania praw rodzicielskich osób pozostających w związkach jednopłciowych?

Na pewno będą takie próby. Oczywiście. To jest taki praktyczny, prawny zabieg: „światopogląd to jest wasza sprawa, my się nie wtrącamy, ale skoro jest gdzieś takie prawo, że pary homoseksualne mają swoje dzieci, to wy też musicie uznać takie relacje rodzicielskie”. A jak się uzna już takie relacje rodzicielskie z zewnątrz, to zaraz pojawi się kolejna sprawa: „Jeżeli uznajemy takie relacje rodzicielskie dla par homoseksualnych przychodzących z zewnątrz, to dlaczego nie uznać dla polskich par homoseksualnych? Przecież jest równość prawa”. To przypomina starą reklamę Forda T: „możesz sobie kupić Forda w każdym kolorze pod warunkiem, że jest to kolor czarny”. Przekładając ją na grunt unijny: „Możecie sobie wprowadzać koncepcje moralne pod warunkiem, że jest to zgodne z tym, co każe Komisja Europejska, europarlament i inne instytucje”.

Ale to znowu jest pogwałcenie traktatów…

Ale ja już powiedziałem, że traktaty są seryjnie i notorycznie gwałcone. One są gwałcone, ponieważ w UE panuje takie przeświadczenie, założenie robocze, że Unia ma coraz bardziej się jednoczyć, co w żargonie nazywa się „więcej Europy”. Jeżeli „więcej Europy”, to trzeba, nawet łamiąc prawo, pchać to w kierunku większej integracji. Także to gwałcenie traktatów jest tolerowane. Nie ma tam żadnego szacunku ani dla litery ani dla ducha.

Co teraz dalej z Polską? Mamy jakieś możliwości obrony, stworzenia jakiejś kontrofensywy?

Na razie musimy lobbować w Radzie, bo Komisja nie będzie po naszej stronie. Jak widać pani von der Leyen się poddała – dzisiaj ta ilość lizusostwa pod adresem lewicy przekroczyła wszelkie granice przyzwoitości i dobrego smaku, więc tu nie będzie żadnego wsparcia. Parlament Europejski wiadomo, jaki jest – to jest przecież instytucja, która znajduje się w awangardzie łamania się wszelkich przepisów, o własnym regulaminie nie wspominając. To jest coś, co wejdzie w krew rządzącej większości, więc zostały tylko negocjacje w Radzie, możliwość tworzenia jakichś szerszych koalicji, wywierania presji, blokowania. Tylko to zostaje, ale tu też trzeba być ostrożnym, bo widać, że niektóre kraje nie chcą się szczególnie narażać elicie europejskiej. Nie zawsze takie koalicje są możliwe, nawet we wspólnej Europie. Zresztą widzimy, jak jest w Polsce. Jest ona politycznie podzielona, ponieważ cała część opozycyjna nie tylko staje po stronie instytucji europejskich w konflikcie z polskim rządem, ale bardzo chętnie poświęciłaby jeszcze więcej polskiej suwerenności niż chce tego Unia. Dla nich najszczęśliwszy byłby moment, kiedy polski rząd byłby całkowicie w rękach instytucji unijnych i wykonywałby ich polecenia. Wówczas byliby Europejczykami pełną gębą, a Polska byłaby „całkowicie zeuropeizowana”. Tak jest w kilku krajach Europy Wschodniej i ta ostrość podziału jest bardzo głęboka. Nie zawsze można znaleźć, nawet we Wschodniej Europie, sojuszników w przeciwstawianiu się tej agresji europejskich instytucji, niemniej trzeba to robić.

Na ile jest realne zagrożenie, że od uprzywilejowania środowisk LGBT będzie zależała wypłata funduszy unijnych? Po ostatniej debacie widać wyraźnie, że kwestie środowisk LGBT są wymieniane w kontekście praworządności.

Tak. Z punktu widzenia prawa, gdyby coś takiego przeszło, to byłaby kompletna granda. Nigdzie w traktatach nie ma mowy o jakichkolwiek funduszach, które mogłyby od czegokolwiek zależeć – oczywiście poza praworządnością w tym znaczeniu, że te fundusze nie stały się przedmiotem defraudacji, nie są wykorzystywane niezgodnie z przeznaczeniem, nie są rozkradane, ale to zawsze tak jest, co do tego nie ma żadnej różnicy zdań. Polska tutaj zachowuje się absolutnie wzorcowo i te pieniądze są wydawane niezwykle rygorystycznie i rozliczane – tutaj nie było żadnego zastrzeżenia do Polski. Dzisiaj przedstawiciel Rady, prezydencji niemieckiej – straszne zresztą miał wystąpienie – wyjątkowo dogmatyczne, mówił o tym jako o rzeczy przesądzonej. Skoro oni się tak już przyzwyczaili do łamania traktatów, to właściwie mogą zrobić wszystko, a zawsze się znajdzie jakieś uzasadnienie. Trybunał Sprawiedliwości na pewno nie stanie po naszej stronie i na pewno się finalnie zgodzi na cokolwiek, co postanowi Komisja Europejska czy silni gracze europejscy. Oczywiście, że tu jest zagrożenie, a sprawa LGBT jest dla nich święta. Oni mają kilka takich rzeczy.

Społeczeństwa Europy Zachodniej są ideowo, czy światopoglądowo wytrzebione – z różnych względów – przez rewolucję 1968 roku, przez silną, głęboką sekularyzację, przez upadek edukacji itd. Stąd jest tam duży wpływ myślenia lewicowego, ideologii lewicowej. I jak już upadły klasyczne fundamenty światopoglądowe: metafizyka, poczucie prawdy, pojęcie cnoty, wszystko co się wiąże z religią, czy z chrześcijaństwem, jak to wszystko upadło, to co zostało? Zostały czyste hasła, ekologia, która się stała religią w takim radykalnym wymiarze, nie szacunku dla środowiska, tylko jakiejś szalonej krucjaty, poza tym właśnie LGBT, aborcja i jeszcze jedną czy dwie rzeczy można z tego arsenału lewicowego wymienić. To, czym kiedyś było chrześcijaństwo, metafizyka, to czego uczono w szkołach, co rodzice przekazywali w domach, to czego uczyły książki, których się teraz nie czyta – to wszystko właściwie zostało unieważnione, usunięte i wpływ osłabł. W to miejsce weszła cała ta nowa religia z fałszywymi bogami. Widać, że oni są wręcz fanatycznie nastawieni – lewica – a prawica, czyli chrześcijańska demokracja, czyli to, co jest teraz Europejską Partią Ludową – kompletnie skapitulowała. Jeżeli twarzą EPL jest skrajny cynik, jakim jest Donald Tusk, a on jest dla ogromnej większości ludzi reprezentatywny, oni kupili tą ideologię lewicową, a nawet jak nie kupili, to nie są w stanie się przeciwstawić. To, co dzisiaj pani Ursula von der Leyen robiła – a też przecież reprezentuje tą niby prawą stronę – to właśnie takie kapitulanctwo wobec lewicy: „Absolutnie wszystko zrobię, czego się ode mnie oczekuje. Jestem z wami”. Także było to dość żałosne.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Anna Wiejak

Podziel się swoją opinią

Zapisz się do newslettera

Dołącz do naszej społeczności, aby być jednym z pierwszych informowanych o moich inicjatywach, projektach i działaniach w Parlamencie Europejskim - zapisz się teraz do newslettera!